Łatwiej dziś wyjść trzeźwym z góralskiego wesela niż nie natrafić na jedną z tysięcy uczonych dyskusji o internetowych trollach, fake newsach czy innych brudnych sztuczkach, których używa Rosja, by destabilizować zachodnie demokracje.
Propozycje rozwiązań są także niezwykle uczone: algorytmy kroczące będą przeczesywać internet w poszukiwaniu treści niepożądanych, młodzież w szkołach będzie się uczyła, jak odróżnić dobre dziennikarstwo od złego, a bohaterscy pracownicy Facebooka sprawdzą każdą informację, oddzielając ziarna od plew. Wszystko klawo, ale trochę przypomina to sytuację, w której bandzior okłada ludzi sztachetą, a wszyscy zastanawiają się, jak wyedukować młodzież, by zrozumiała niebezpieczeństwo pochodzące od sztachety, to, jak się przed sztachetą bronić, a dopiero na końcu ktoś zadaje proste pytanie: a może zabierzmy mu sztachetę? Tak samo chcącym walczyć z rosyjską dywersją jakoś nigdy nie przychodzi do głowy to, że Kremlowi trudniej byłoby wyrządzać nam te wszystkie przykrości, gdyby nie mógł za nie płacić pieniędzmi niemieckich przyjaciół demokracji (i Gazpromu).