Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Dziennikarz przechodził z tragarzami

Nie zamierzam bronić ks. Henryka Jankowskiego, który oprócz wsparcia dla Solidarności w naprawdę trudnych czasach ma w swoim życiorysie mroczne karty. Zaryzykuję stwierdzenie, że to właśnie te czarne plamy zdominowały ocenę publicznej działalności kapelana. Jednocześnie nie podoba mi się, że dziennikarz, który zbierał pieniądze na film, uczestniczył w happeningu zniszczenia pomnika duchownego, a teraz udaje bezstronnego reportera.

Mowa oczywiście o Tomaszu Sekielskim, byłym dziennikarzu TVN. Obecnie na własną rękę pracuje on nad filmem o pedofilii w Kościele. Ma to być „mocny” dokument z konkretnymi przykładami. Mogę się domyślać, że w tonie znanym z publikacji „Gazety Wyborczej”. Jeśli wysiłki Sekielskiego cokolwiek zmienią w podejściu do problemu wykorzystywania seksualnego, to pal licho, niech powieje Urbanem, przynajmniej przyniosą coś dobrego.

Pomnik „honorowego” obywatela Gdańska

W nocy z 20 na 21 lutego runął pomnik ks. Henryka Jankowskiego w Gdańsku. Monument wzniesiony na cześć honorowego obywatela Gdańska. „Działalność charytatywna, niesienie pomocy potrzebującym. Ale także przyjęcia z udziałem ludzi z Zachodu: ambasadorów, prezydentów, ministrów... Dobrze też wiedzieliśmy, że u niego są założone podsłuchy, że kręcą się w pobliżu agenci. Więc tam się nie omawiało jakichś superkonspiracyjnych spraw. (…) Plebania św. Brygidy była w tym niezastąpiona. Widząc ten jego wysiłek i niemałe koszty, próbowałem znaleźć jeszcze jakieś inne godne miejsce, ale nie dało się. Nikt nie był tak sprawny, tak gościnny. Bez niego nie byłoby zwycięstwa albo nadeszłoby ono dużo później” – wspominał tuż po śmierci Jankowskiego latem 2010 r. Lech Wałęsa.

Wtedy pogłoski o pedofilskich skłonnościach duchownego na plebanii kościoła św. Brygidy były tajemnicą poliszynela. Dochodziły do wszystkich znaczących osób w mieście, od byłych działaczy antykomunistycznej opozycji i przyjaciół ks. Jankowskiego aż po prezydenta Pawła Adamowicza. Mimo wszystko pomnik stanął w 2012 r. I powinien zostać rozebrany, bo skala zarzutów wobec dawnego kapelana Solidarności jest przeogromna. Z jednym zastrzeżeniem: o tym mają decydować rada miasta i gospodarz, a nie trzech zagorzałych antyklerykałów w asyście… dziennikarza!

Wątpliwa bezstronność dokumentalisty

Sekielski kręcił swoim telefonem przygotowania do obalenia gdańskiego pomnika i wreszcie moment jego przewrócenia. Nie dodał, że sam był uczestnikiem happeningu, oszukując tym samym opinię publiczną. Do pytań o swój udział w akcie wandalizmu odniósł się dopiero po kilku godzinach. Sekielski zapewnił, że nigdy nie twierdził, jakoby przypadkiem był na ul. Stolarskiej. Reporter miał dostać – tym razem zapewne „przypadkowo” – cynk, że dojdzie do obalenia pomnika i że dobrze by było, gdyby pojawił się na miejscu. Nie zdziwiłbym się, gdyby nagrany fragment ze zniszczenia pomnika ks. Jankowskiego trafił do filmu o pedofilii w Kościele. Czyli mówiąc w skrócie: wysłużenie się słusznie oburzonymi antyklerykałami, żeby wypromować produkcję i zarobić.

Nie wiem, jak Państwo, ale mi to przypomina strzał w kolano. Sekielski, który jest stroną w sporze, sam odbiera sobie jakąś cząstkę wiarygodności jeszcze przed pokazaniem dokumentu. Nie muszę przypominać, jak ważna jest ta wiarygodność w sprawach trudnych i wrażliwych, a do takich można zaliczyć problem pedofilii wśród duchownych. Czy obalenie pomnika na własną rękę sprzyja sprawiedliwym rozliczeniom? Będzie asumptem do oczyszczenia sytuacji, czy też wręcz przeciwnie – ma napędzać antykościelną retorykę i podkręcać emocje? Od lat w dyskusjach, nie tylko w internecie, słyszałem pogląd, że „wszyscy czarni są umoczeni”, wiernymi rządzi „mafia w sutannach”, a do seminarium wstępują „sami pedofile albo geje”. Z drugiej strony mamy do czynienia z pewnym lobby wśród wyżej postawionych hierarchów, blokujących rozliczenie ciemnych spraw: od lustracji poczynając, na niegodnych zachowaniach kończąc.

Pytanie do Bogdana Borusewicza

Właśnie, jeszcze ta nieszczęsna spuścizna po upadku komunizmu. Wskazywanie palcem, kto na pewno był agentem i komu nie należy się szacunek, a kto z pewnością jest postacią niemal świętą, choć papiery są na stole. Nie inaczej jest w wypadku ks. Jankowskiego. Instytut Pamięci Narodowej już ponad 10 lat temu ustalił bez żadnych wątpliwości, że gdański ksiądz był kontaktem operacyjnym „Delegat” vel „Libella”. Nie tajnym współpracownikiem, który najczęściej jest świadomy podjęcia decyzji o nawiązaniu agenturalnych kontaktów z SB, ale kimś, kto mógł nie wiedzieć, w jaki sposób wykorzystywane były jego informacje. Autor niezwykle cennej publikacji o uwikłaniu Jankowskiego w kontakty z SB odniósł się do sugestii Bogdana Borusewicza, który po latach nagle przypomniał sobie o tym, że jego dawny przyjaciel miał pedofilskie skłonności i przede wszystkim – donosił na niego. „Należałoby zapytać Bogdana Borusewicza, jakie ma dowody, które świadczą o tym, że ks. Jankowski miałby donosić na podziemie? Jak na razie to, co mówi, to są zwykłe pomówienia” – podkreślił dr Grzegorz Majchrzak w rozmowie z „naTemat”. Historyk wskazuje, że Jankowski często miał kontakt z bezpieką w latach 1980–1982 i przekazywane informacje dotyczyły tylko okresu legalnej działalności Solidarności, a Borusewicz czuje się ofiarą jego donosów z 1986 r., gdy SB wpadła na trop wspólnej znajomej jednego z liderów strajku w Stoczni Gdańskiej i prałata.

Nieważne teczki, ważne nazwiska

Jeszcze dalej poszedł prof. Andrzej Friszke, który dopiero w 2019 r. nie ma wątpliwości. „Ks. Jankowski był pedofilem i wszyscy o tym wiemy, ponadto był agentem bezpieki zwłaszcza w latach 1980–1981, a na te wszystkie zarzuty mamy dowody, więc jest ponurą postacią tamtych czasów” – stwierdził w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Oczywiście wykorzystywanie seksualne ministrantów i nie tylko jest cięższym grzechem aniżeli kontakty z SB. Natomiast prof. Friszke nie wskazywał z taką samą stanowczością palcem na Lecha Wałęsę, choć w jego przypadku już w 2008 r. Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk dysponowali niezbitymi dowodami. Ich ustalenia potwierdziła zresztą oryginalna teczka pracy TW „Bolka”, przechowywana przez Czesława Kiszczaka. Wtedy dopiero prof. Friszke przyznał, że współpraca Wałęsy z SB w latach 1970–1976 jest bezsporna. Wcześniej przez wiele lat oskarżał autorów książki o tworzenie szkodliwych mitów i niszczenie dorobku Solidarności. Prof. Friszke umieścił zresztą spór o pomnik ks. Jankowskiego w kontekście Polski PiS i tej normalnej, która nastanie, gdy reżim zwinie swoje manatki. To koronny dowód na to, że kategoryczne opinie o agenturalności ważnych osób życia publicznego ograniczają się najczęściej nie do tego, co zawierają teczki, a do nazwisk, których dotyczą.

– Afiszował się z tym, jak pomaga podziemnej Solidarności, a jednocześnie donosił SB na mnie i innych. Jeśli człowiek jest amoralny w jednej sferze, to zazwyczaj także w innej – twierdzi Borusewicz. Mam tylko jedno pytanie do państwa oburzonych życiorysem Jankowskiego. Dlaczego milczeliście przez 30 lat i robiliście dobrą minę do złej gry, nie wyjawiając prawdy ani o pedofilskich skłonnościach księdza, ani o kontaktach duchownego z SB, których byliście przecież pewni? Czy ktoś zada to pytanie Bogdanowi Borusewiczowi i innym gdańskim przyjaciołom Henryka Jankowskiego?

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Tomasz Sekielski #ks. Henryk Jankowski

Grzegorz Wszołek