Platforma przegrała po ośmiu latach w dużym stopniu dlatego, że do ludzi dotarło w końcu, że nie uczestniczą w tak szeroko nagłaśnianym przez media i rządzących wielkim sukcesie polskiej transformacji. PiS wygrał wybory dzięki temu, że uczestnictwo w nowym, sprawiedliwszym podziale owoców poprawiającej się sytuacji obiecał i, co więcej, obietnicy tej dotrzymał. Później znalazł środki na kontynuację tej polityki.
Wściekli na jej prostą i oczywistą skuteczność liberałowie sprowadzają ją do rozdawnictwa i nadal nie rozumieją, co stało w 2015 r. Sobotnia konwencja PiS i ogłoszona na niej „piątka Kaczyńskiego” to kolejny element tej strategii, zarazem zaś starcia między Polską solidarną a ślepą, głuchą i bardzo z siebie zadowoloną Polską elit.
Wewnętrznie sprzeczny przekaz opozycji
Opozycja nie za bardzo wie, jak ma się właściwie zachować. Przekaz z jej szeregów jest wewnętrznie sprzeczny. Z jednej strony bowiem słychać oburzenie, że mamy do czynienia z pomysłami nierealnymi, nieodpowiedzialnymi, na które nas nie stać i które zrujnują państwo, czyli dostajemy powtórkę z narracji z lat 2014–2015, słyszymy straszenie drugą Grecją. Równocześnie jednak przedstawiciele opozycji przypisują sobie autorstwo części punktów propozycji Prawa i Sprawiedliwości, takich jak objęcie programem 500+ również pierwszego dziecka czy wypłacanie trzynastek emerytom. Oczywiście najmocniejszym punktem jest kwestia rozszerzenia świadczeń dla rodziców. Na pewno wpłynie to dobrze na warunki życia dzieci i całych rodzin, odbierając przy tym politycznym przeciwnikom paliwo. Krytyka z powodu rzekomej dyskryminacji pierwszych dzieci czy niedotrzymania obietnicy wyborczej (która nigdy nie padła, od początku bowiem mowa była o drugim dziecku lub spełnieniu kryterium dochodowego) towarzyszy temu programowi od początku i nosi znamiona desperacji, próbuje bowiem uderzyć w najmocniejszy z punktu widzenia przeciętnego wyborcy sukces rządu – i samego wyborcy, który bądź odczuł poprawę sytuacji na własnej skórze, bądź przynajmniej spotkał się z nią w relacjach innych osób. Rozszerzenie programu zmniejsza jego wymiar prodemograficzny, jednak tylko pozornie. Owszem, znika motywacja finansowa, wzrasta jednak poczucie bezpieczeństwa, które przy decyzji o kolejnym dziecku może mieć znaczenie kluczowe. A jednak wracają argumenty o rzekomym przekupstwie. Na stronie „Gazety Wyborczej” czytamy o „wręczaniu koperty suwerenowi”, co jest nawiązaniem do kolejnych odsłon dętej afery wokół spółki Srebrna. Rozczarowanie jej dziennikarzy musi być faktycznie ogromne.
Poprawa sytuacji pracownika na rynku pracy
Przy czym trudno sobotnią ofensywę PiS sprowadzić wyłącznie do transferów pieniężnych w kierunku elektoratu. Pojawiają się działania łagodzące fiskalizm państwa, zwłaszcza w stosunku do młodych podatników. Zniknąć ma PIT dla pracowników do 26. roku życia, dla pozostałych zaś ma się zmniejszyć. Wzrosną koszty uzyskania dochodu. Listę zapowiedzianych tym razem działań zamyka plan zwiększenia i przywrócenia połączeń autobusowych, które zostały zlikwidowane. To działanie na rzecz poprawy sytuacji prowincji, która faktycznie bywa odcięta od cywilizacji, choć w zupełnie inny sposób, niż malują to politycy opozycji. Lepsza komunikacja to większa mobilność, a więc i poprawa sytuacji pracownika na rynku pracy, lecz również większa dostępność handlu, usług, edukacji, słowem sposób na lepszą koniunkturę w biedniejszych regionach kraju.
Dobre pomysły, ale i odpowiedni czas
Kilkukrotnie zwracałem uwagę na to, że podobne pomysły, nawet jeśli same w sobie są bardzo dobre i mogą prowadzić do poprawy warunków życia wyborców, muszą zostać ogłoszone w odpowiednim czasie. Jeśli pojawiają się zbyt późno, odbierane mogą być nie jako realne działanie na rzecz obywatela, a oznaka słabości, może nawet paniki władzy, która próbuje przekupić wyborców. Luty to dobry moment, pod warunkiem że obok przekazu dotyczącego samych pomysłów, uda się wykreować również wyjaśnienie, czemu podobne decyzje zostają podjęte właśnie teraz. Jest to do zrobienia, wystarczy powiązać wzrost świadczeń i spadek obciążeń z odpowiednimi wskaźnikami. Ważne też, że ludzie mogą zdążyć odczuć pierwsze dobre skutki zmian, a co za tym idzie, nie mieć ochoty na eksperymenty, które mogą skutkować ponownym ograniczeniem wsparcia państwa. Media wobec rządu krytyczne próbują już przedstawiać pomysły z konwencji jako oznakę strachu władzy, jednak nie sądzę, by udało się im dotrzeć z tą narracją do głównych zainteresowanych. PiS przykrył tym samym wielkie zjednoczenie partii opozycyjnych, które, wbrew wielkiemu zadowoleniu z siebie liderów tworzących je partii, nie budzi po drugiej stronie zbyt dużych obaw. Wciąż nie wiemy nic o ofercie programowej zjednoczonej opozycji, a raczej wiemy, że pomysły tworzących ją stronnictw bywają całkowicie ze sobą sprzeczne. Jedynym spoiwem jest więc anty-PiS, co zresztą, nie ma się co łudzić, wielu wyborcom w zupełności wystarczy, pokazały to wyniki wyborów prezydentów miast.
Łyżka dziegciu – sprawy odłożone?
Jest jednak kilka spraw, które zostały przez PiS kolejny raz odłożone na potem lub na nigdy. Ustawa o darmowych lekach dla kobiet w ciąży pozostaje na etapie być może mocno zaawanasowanych, lecz jednak tylko prac. Jest to wyraźne i narastające opóźnienie w stosunku do planów. W ogóle natomiast nie mówi się o świadczeniach dla opiekunów dorosłych osób niepełnosprawnych, wymagających stałej opieki, którzy otrzymują w tej chwili 620 zł, równocześnie nie mogąc podjąć pracy pod groźbą utraty tego świadczenia. Trudno uznać to za poważne, choć poważne jest dla osób znajdujących się w takiej sytuacji, trudno też dziwić się ich rozgoryczeniu.
Ze spraw natury systemowej wciąż nie ruszona pozostaje kwestia VAT, podwyższonego co prawda przez Platformę, lecz już przez PiS pozostawionego na poziomie, który miał być tylko tymczasowy. Nie słychać też o podwyższeniu kwoty wolnej od podatku. Jedyna nadzieja, że te sprawy PiS postanowił odłożyć na kolejne miesiące, tak by zgarnąć jeszcze jakieś wpływy do budżetu, a zarazem zostawić coś bardzo mocnego na ostatnie miesiące lub tygodnie przed wyborami. Tyle że nie może to być za późno, z przyczyn, o których pisałem wyżej. Partia rządząca powinna pamiętać, jak bardzo oba te wątki zaznaczyły swoją obecność w poprzedniej kampanii parlamentarnej, z czego zresztą jej sympatycy korzystali. Wystarczy przypomnieć, że konta Platformy w mediach społecznościowych w 2015 r. były zasypywane przy każdej okazji komentarzami, dotyczącymi podatków. Nie sądzę, by PiS miał ochotę znaleźć się w podobnej sytuacji, ponieważ jest ona bardzo niekomfortowa i fatalna wizerunkowo.
Sprawiedliwsza redystrybucja dociera do kolejnych grup społecznych. Komunikat o zachowaniu kierunku może mieć decydujące znaczenie w roku wyborczym. W grze tej jest jednak pewne ryzyko, którego rządzący muszą być świadomi. Przekaz o poprawie sytuacji gospodarczej, wraz ze wsparciem, płynącym w konkretnych kierunkach, rozbudza aspiracje pozostałych pracowników i grup. Na pewno nie zabraknie chętnych, by to, co dziś jest atutem rządzących, wykorzystać do rozhuśtania nastrojów, zwłaszcza że po latach zaniedbań lista środowisk, mających całkowicie uzasadnione postulaty (żeby nie szukać daleko – spójrzmy na fatalną sytuację finansową personelu pielęgniarskiego i idącą za tym zapaść tego rynku pracy), wydaje się nie mieć końca.