10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

U nas to nie przejdzie

Reakcje pojawiające się po moich ostatnich komentarzach dotyczących mediów pokazują, że wcale niemało jest ludzi, którzy chcieliby, by Polska i na tym odcinku „wzięła przykład z Węgier”. Tymczasem jak wynika z depeszy Ośrodka Studiów Wschodnich, na Węgrzech doszło właśnie do konsolidacji konserwatywnych mediów.

Oznacza to, że ich właściciele przekazali udziały w swoich spółkach do powstałej w sierpniu Środkowoeuropejskiej Fundacji Prasy i Mediów. Kto zarządza fundacją? Ano ludzie Viktora Orbána, w tym poseł Fideszu. W fundacji lub bezpośrednio pod jej kontrolą znajdzie się – uwaga – 500 redakcji. Jak wylicza OSW, chodzi o dwie telewizje informacyjne, popularny portal internetowy, drugi pod względem poczytności tabloid, jedyny darmowy dziennik ogólnokrajowy i sieć dzienników regionalnych. Oficjalnie celem fundacji jest „umacnianie systemu wartości i węgierskiej świadomości narodowej” oraz zapewnienie mediom „w Basenie Karpackim i poza nim” warunków do wychowywania „w duchu wartości narodowych”. Wszystko pięknie. Tyle tylko, że w konsekwencji kontrolę nad mediami stracą ich (teoretycznie) niezależni właściciele, którzy prawdopodobnie w zamian za rządowe kontrakty zostali pozbawieni możliwości wpływu na treści. Co spotka dziennikarzy? Kto będzie decydował, czym są „warunki do wychowywania w duchu wartości narodowych”? Kto zapewni, że będzie można krytykować rząd w Budapeszcie, jeśli już dziś ze świecą szukać nad Dunajem takich treści? Model zastosowany na Węgrzech pokazuje także, że Orbán ma niemal całkowitą kontrolę nad swoimi oligarchami. Teraz dzięki zrzeszeniu mediów w Fundacji może dowolnie odkręcać i zakręcać kurek z pieniędzmi z rządowych reklam i wpływać na przekaz. Orbán wprowadza tym samym model znany z putinowskiej Rosji, w której publiczną kasą tworzy się i zrzuca w otchłań oligarchów, a media nie mają nic do powiedzenia poza suflowaniem władzy. Tego chcemy? Przede wszystkim nie ma u nas oligarchów. Po drugie (na szczęście) trudno sobie wyobrazić Tomasza Sakiewicza oddającego posłom „Gazety Polskiej” w zamian za rządowy kontrakt. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Wojciech Mucha