I choć na razie widzimy w Kościele raczej odwrót od tej myśli, swoistą dewojtylizację dokonywaną w imię wierności „duszpasterskiej rewolucji” papieża Franciszka, to nie mam najmniejszych wątpliwości, że tak będzie. I chodzi nie tylko o badanie, studiowanie, zgłębianie teologii ciała czy rozumienia cywilizacji życia według św. Jana Pawła II, ale także o antropologię, dialog międzyreligijny, rozumienie relacji między wiarą a rozumem, walkę z etyką sytuacjonistyczną i relatywizmem, maryjność itd. We wszystkich tych kwestiach papież z Polski miał coś ważnego do powiedzenia, w każdej łączył w spójną całość to, co w Kościele nowe, z tym, co wynika z głębokiej tradycji, w każdej wskazywał nowe tropy, którymi można było iść bez zerwania z tym, co stare i sprawdzone. A jakby tego było mało, nawet w tym, w czym może nie miał racji (a przecież nawet papież nie wie wszystkiego), potrafił swoje stanowisko znakomicie uargumentować. I tego Kościół będzie się uczył. Jeśli nie teraz, to za lat kilkanaście, może kilkadziesiąt.