Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Jak Edmund Klich obciążył pilotów

3 maja 2010 r., a więc zaledwie trzy tygodnie po tragedii smoleńskiej, Edmund Klich i wiceprzewodniczący MAK Aleksiej Morozow podpisali dokument sugerujący, że winę za katastrofę smoleńską pon

3 maja 2010 r., a więc zaledwie trzy tygodnie po tragedii smoleńskiej, Edmund Klich i wiceprzewodniczący MAK Aleksiej Morozow podpisali dokument sugerujący, że winę za katastrofę smoleńską ponoszą polscy piloci. Znajdujące się na stronie internetowej MAK pismo potwierdza, że polski akredytowany przy rosyjskiej komisji niemal od początku lansował kremlowską wersję katastrofy.

O istnieniu dokumentu polska opinia publiczna została poinformowana dopiero w sierpniu 2011 r. przez Aleksieja Morozowa, który zwołał konferencję prasową tuż po prezentacji raportu komisji Jerzego Millera. Rosjanin stwierdził: „Już w maju 2010 r. po wstępnej analizie akredytowany przy MAK ze strony RP Edmund Klich i ja podpisaliśmy wstępne rekomendacje dla 36. specpułku, mające na celu podniesienie poziomu organizacji pracy lotniczej w pododdziałach i przygotowania załóg lotniczych samolotu Tu-154 M, w tym na symulatorach”.

Treść tych rekomendacji jest zdumiewająca.

> Klich poucza pilotów
Choć podpisane przez Morozowa i Klicha pismo pochodzi z 3 maja 2010 r. (przypomnijmy, że wstępny raport MAK został opublikowany dopiero 20 maja 2010 r.), to zawiera wiele zdecydowanych sformułowań. Uderzają one wyłącznie w pilotów Tu-154.

W rekomendacjach można przeczytać m.in., że załoga tupolewa nie tylko nie podjęła na czas decyzji o odejściu na drugi krąg, lecz także celowo kontynuowała zniżanie. Polscy piloci – według dokumentu – nie zareagowali również właściwie na alarm systemu ostrzegawczego TAWS. Padają też zarzuty powtórzone potem w raportach komisji MAK i Jerzego Millera: Tu-154 wyleciał bez aktualnej informacji pogodowej, załoga w ostatniej fazie lotu posługiwała się błędnie wysokościomierzami, piloci nie byli przygotowani do operacji przewożenia VIP-ów.

Autorzy dokumentu, choć zastrzegają, że nie szereguje on pod względem ważności przyczyn katastrofy ani nie obciąża nikogo winą, to przedstawiają rekomendacje adresowane właśnie do polskich pilotów, czyli do 36. Pułku Lotnictwa Transportowego. Polscy lotnicy powinni trenować na symulatorach i wdrożyć procedury ulepszające współdziałanie załóg Tu-154 – czytamy w protekcjonalnie brzmiącej konkluzji.

> Ani słowa o wieży
Jeszcze ciekawsze jest to, czego w dokumencie nie ma. Choć są to rekomendacje dla 36. pułku lotnictwa, to przy okazji rzekomych błędów polskich pilotów autorzy powinni choć skrótowo wspomnieć o sytuacji, w jakiej znalazła się załoga Tu-154. Tymczasem w piśmie nie ma ani słowa o tym, że piloci tupolewa byli błędnie naprowadzani przez kontrolerów lub że dostali od Rosjan karty podejścia z nieprawdziwymi danymi.

Klich i Morozow milczą również na temat sytuacji na wieży lotów w Smoleńsku, choćby w związku z notorycznym łamaniem procedur służbowych przez Rosjan. Polski akredytowany przy MAK, podpisując się pod takim pismem, przyjął punkt widzenia Moskwy. Jest to szczególnie istotne w kontekście ujawnionego niedawno przez „Gazetę Polską” nagrania rozmowy Edmunda Klicha i ministra Bogdana Klicha, podczas której mówiono o przygotowanym przez polskich ekspertów raporcie stwierdzającym, że 10 kwietnia 2010 r. Rosjanie powinni z powodu pogody bezwzględnie zamknąć lotnisko w Smoleńsku. W rekomendacjach nie ma nawet śladu tej obciążającej Rosjan tezy, którą – przypomnijmy – minister Klich uznał w nagranej rozmowie za „kłopotliwą”.

> Rosyjska gra stenogramami
W dokumencie znajduje się za to informacja, że wnioski postawione przez Klicha i Morozowa oparte są m.in. na synchronizacji zapisów rejestratora parametrów lotu (FDR) i skrzynki nagrywającej dźwięki w kokpicie (CVR). Wyniki odczytu CVR, czyli słynne stenogramy – jak potem wyszło na jaw: zmanipulowane przez Rosjan – posłużyły więc autorom rekomendacji do bezzasadnego obciążenia winą za katastrofę polskich pilotów. Był to więc chyba pierwszy przypadek gry stenogramami w celu utrwalenia kłamstwa smoleńskiego.

Podobna sytuacja miała miejsce wkrótce po publikacji rosyjskiej wersji zapisów rozmów z kokpitu (m.in. z wymyślonym przez Rosjan zdaniem „On się wkurzy, jeśli...”), a następnie latem 2010 r., gdy niektóre media twierdziły, że mjr Arkadiusz Protasiuk tuż przed katastrofą powiedział: „Patrzcie, jak lądują debeściaki” i „Jak nie wyląduję, to mnie zabije”. Wykorzystano wówczas fakt, że nad nową, „polską” wersją stenogramów pracowali eksperci komisji Millera, choć oczywiście później okazało się, że zdania o „debeściakach” i „zabijaniu” wcale w stenogramach przygotowanych przez Polaków nie było.

Niemal identyczne „przecieki” mogą pojawić się także wkrótce, bo prace nad swoją wersją stenogramów (na zamówienie prokuratury wojskowej) ukończył właśnie krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych. Współautor książki broniącej rosyjskiej wersji katastrofy, Jan Osiecki, już zasugerował, że na nowych odczytach nagrań znajdzie się „dowód” na to, że gen. Andrzej Błasik naciskał na załogę.

 



Źródło:

Leszek Misiak,Grzegorz Wierzchołowski