Nie przywiózł żadnej propozycji, tylko żądania. Pomyłka, że się wybiera do Moskwy, żeby rozmawiać o polskim sądownictwie, miała znaczenie. Wiceszef KE traktuje Rosję jako partnera, a Polskę jako niesforny kraj, który trzeba sobie podporządkować. Nie pierwszy to raz, gdy brukselscy urzędnicy starają się wymusić uległość państwa członkowskiego UE wobec instytucji, którą przecież powołano, by zarządzała, a nie rządziła. Te próby ponawiane są zwłaszcza w stosunku do naszego regionu, który zamiast wspierać politykę Niemiec i Francji prowadzi własną. Tylko że przez brukselską arogancję wzrasta sceptycyzm w Europie. Doszło już do brexitu, eurosceptycy wygrali wybory we Włoszech, współrządzą w Austrii, rosną w siłę w innych krajach. Komisja musi sobie przypomnieć, jak powinny wyglądać jej właściwe relacje z krajem członkowskim, i to szybko. Jeśli nie, przypomną jej o tym obywatele UE w przyszłorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego.