Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Cieszmy się przygodą w Rosji

Kibice reprezentacji Polski mają powody do zadowolenia przed rozpoczęciem piłkarskiego mundialu w Rosji. Najbardziej cieszą szybki powrót do zdrowia Kamila Glika i forma Roberta Lewandowskiego. Jaki jest cel drużyny narodowej na rosyjskich boiskach? Przygoda. I wyjście z grupy.

Trudno wyciągać jednoznaczne wnioski ze sparingów kontrolnych przed wylotem naszych piłkarzy do Soczi. Mieli dobre momenty w zremisowanym spotkaniu z Chile, postrzelali sobie z Litwą. Musi imponować głód bramek Roberta Lewandowskiego – gol z pierwszym rywalem, dwa trafienia z Litwinami, w tym jeden pięknej urody z rzutu wolnego.

Nasz najlepszy snajper nie zaprząta sobie głowy nieudaną końcówką sezonu w Bayernie Monachium i sagą transferową. Od czterech lat Lewandowski jest łączony z Realem Madryt, jego odejście z zespołu mistrza Niemiec jest niemal pewne. Kibice z pewnością mieli powody do obaw, czy zatrudnienie znanego na całym świecie menedżera Piniego Zahawiego, który ma dopiąć transfer, wpłynie na formę Lewandowskiego. Nic takiego się nie dzieje, Robert strzela na zawołanie i oby utrzymał wysoką formę na mundialu.

Będzie wejście smoka?

Zastępcą Kamila Glika w pierwszych dwóch meczach fazy grupowej z Senegalem i Kolumbią będzie prawdopodobnie Jan Bednarek. To z jednej strony wielki talent – przebił się do Premier League w barwach Southampton, nie zawodził.

Z drugiej – wielka niewiadoma, bowiem to pierwszy wielki turniej w jego krótkiej karierze. 22-latek zostanie rzucony na głęboką wodę i musi znaleźć porozumienie z Michałem Pazdanem. Część ekspertów zachwycała się jego występem przeciwko Chile, ale trzeba też sprawiedliwie zauważyć – Bednarek kilka razy podawał piłkę niecelnie, zauważalna była nerwowość w poczynaniach reprezentanta.

Podobnie nierówny, choć w niezłej formie, wydaje się Grzegorz Krychowiak. Ma niezły timing, celnie rozrzuca podania, dołożył nieuznanego gola piętą z Litwą. Problemem jest jego brak koncentracji w niektórych momentach i brak ogrania – grał po prostu zbyt mało w minionym sezonie w ekipie spadkowicza z ligi angielskiej West Bromich Albion.

Wszystko wskazuje jednak na to, że Kamil Glik wróci na mecz z Japonią w fazie grupowej. To niesamowite, jak szybko przebiega rehabilitacja barku obrońcy Monaco. Glik doznał groźnego urazu podczas treningowej gry w siatkonogę. W ostatnich minutach meczu postanowił wykonać przewrotkę i upadł na bark. Sztab szkoleniowy, koledzy z drużyny i kibice wstrzymali oddech.

Defensor jest naszym podstawowym ogniwem w tyłach. Nie byłoby udanych eliminacji do mistrzostw Europy, dobrej gry obronnej podczas Euro 2016 i dobrze zakończonych kwalifikacji do mundialu, gdyby Glik do goli Lewandowskiego nie dołożył swojej twardej gry i nieustępliwości.

W sieci rozgorzała dyskusja nad rzekomo nieodpowiedzialnym zachowaniem Glika. Po co on właściwie kopiował Cristiana Ronaldo i Garetha Bale’a, czy nie mógł odpuścić? Mundial za pasem, prawdopodobnie pierwsza i jedyna szansa na pokazanie się w wielkim turnieju o takiej randze dla 30-letniego piłkarza, a ten rozwala sobie bark – pisali oburzeni fani reprezentacji. Jest w tym oczywiście sporo racji, ale prawda jest taka, że na treningach nikt nie odstawia nogi czy głowy. Chyba że nie jest profesjonalistą.

Nie taka słaba grupa

Przypadki takie jak Glika zdarzają się w świecie futbolu. Warto przypomnieć podobny wyczyn brazylijskiego pomocnika Emersona. Były zawodnik Realu Madryt wykluczył się z mundialu przed 16 laty, gdy na treningu stanął na bramce i skończyło się to dla niego kontuzją. Z najnowszych historii – Marco Asensio, znakomicie zapowiadający się gracz reprezentacji Hiszpanii, pauzował kilka dni w ubiegłym sezonie, gdyż… przytrafiła się mu infekcja na łydce po goleniu.

Gracz nie wystąpił w spotkaniu Ligi Mistrzów. Ja sam, gdy jako nastolatek grałem na boisku, tak szybko biegłem na bramkę rywala, że nie zauważyłem wysokiego słupa z koszem. Zaliczyłem z nim spotkanie trzeciego stopnia. Cóż, zdarza się. Niekiedy na dziwne sytuacje nie ma prostego albo, co gorsza, żadnego wytłumaczenia.

Jeśli polscy piłkarze nie zachwycili w starciach z Chile i Litwą, to to samo można powiedzieć o Senegalczykach.

Afrykanie kompletnie zawiedli, remisując bezbramkowo z „ogórkami” z Luksemburga. Postawili się Chorwacji, choć przegrali z nią 1:2. Wygrali za to 2:0 z Koreą Południową, ale jej obecnej drużyny nie można porównać z tą z mistrzostw świata w 2002 r. Musimy szczególnie uważać na Sadia Manégo, który dał się we znaki Realowi Madryt w finale Ligi Mistrzów.

Senegalczycy to szybka drużyna, grająca radosny futbol – hurra do przodu. Oprócz Manégo mają wysokich i twardych zawodników: Kalidou Koulibaly’ego z Napoli, Idrissę Gueye’a z Evertonu, Cheikhou Kouyatégo z Newcastle czy Mamadou Sakho z West Hamu. To robi wrażenie – nasz pierwszy rywal to głównie piłkarze z bardzo silnych lig angielskiej, francuskiej, włoskiej i tureckiej.

Kolumbia? W marcu sprawiła niespodziankę i wygrała z Francją 3:2. Potem było gorzej – remisowała bez bramek z Australią i Egiptem. Siła rażenia Kolumbijczyków sprawia jednak, że to faworyt grupy H. James Rodríguez, Juan Cuadrado, Radamel Falcao, Duván Zapata, Antonio Valencia – taka ofensywa może nam wyrządzić sporą krzywdę. Na ostatnim mundialu Kolumbia okazała się rewelacją i dotarła aż do półfinału rozgrywek.

A Japonia? Przegrała w meczach towarzyskich z Ghaną 0:2 i pokonała Paragwaj 4:2. W meczu z jej reprezentacją nasza obrona musi szczególnie uważać na dwóch zawodników: Shinjiego Kagawę, który występuje w Borussi Dortmund, i Takashiego Inui – największego promotora ligi hiszpańskiej w Azji, ofensywnego pomocnika SD Eibar. Ta dwójka pokazała się ze znakomitej strony w starciu z Paragwajem.

Faworyci z południa Europy

Na koniec wypada wytypować faworyta mundialu. Obstawiam Hiszpanię – mają młodą, energiczną generację, niedawno zmietli z powierzchni ziemi Argentynę aż 6:1. Co prawda wybuchła afera wokół trenera Julena Lopeteguiego, który jeszcze przed turniejem zaakceptował propozycję Realu Madryt. Jeśli jednak Hiszpanie wykrzeszą z siebie absolutnie wszystko, mogą powtórzyć wielki wyczyn z 2010 r.

Pięknie grają też Brazylijczycy, duet Philippe Coutinho–Neymar to pretendenci do tytułu króla strzelców imprezy. Ekipę niesamowitą kadrowo wysłała Francja z Kylianem Mbappém, Paulem Pogbą i Antoine’em Griezmannem na czele.

Kwartet faworytów uzupełniają Niemcy. Selekcjoner Joachim Löw zaszokował futbolowy świat, nie powołując do Rosji Leroya Sanégo – kapitalnie grającego skrzydłowego, mistrza Anglii z Manchesterem City. Skład obrońcy trofeum powinien jednak dojść co najmniej do półfinału, chociaż w meczach kontrolnych Niemcy zawiedli – przegrali z Austrią 1:2 i wygrali ze słabiutką Arabią Saudyjską 2:1.

Dlaczego nie wymieniam Argentyny w gronie faworytów? Na papierze niemal na każdej pozycji są to piłkarze ze światowej czołówki, z Lionelem Messim na czele. Jednak gwiazdor Barcelony nosi zbyt duży ciężar, to głównie dzięki niemu Argentyna rzutem na taśmę awansowała do mistrzostw świata. Im bardziej nie idzie Messiemu, tym bardziej nie wiedze się reprezentacji. Argentyna nie sięgnęła po złoto na mundialu od 1986 r. Cztery lata temu dotarła do finału.

Czarnym koniem mundialu może się okazać Portugalia, która niespodziewanie wygrała Euro 2016. My jednak trzymamy kciuki za Biało-Czerwonych. W piłce nożnej niemożliwe nie istnieje. Wyjdźmy z grupy, cieszmy się turniejem, tak jak dwa lata temu. Nie narzucajmy dodatkowej presji na piłkarzy. Wszystko wskazuje na to, że pompowanie balonika z 2002 czy 2006 r. już się nie powtórzy.

 



Źródło:

#Mundial w Rosji #reprezentacja Polski

Grzegorz Wszołek