Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Unia, jakiej chce Polska

Członkostwo w Unii Europejskiej jest jednym z fundamentów polskiej polityki zagranicznej. Zapewnienie podmiotowego udziału naszego kraju w kształtowaniu Unii jest zaś jednym z najważniejszych zadań każdego rządu polskiego. Prowadząc rozważania nad przyszłością UE, musimy więc przede wszystkim zapytać o kształt Unii, którą chcielibyśmy zbudować.

Nie wystarczy – jak czyni to opozycja – licytować się na ogólne hasła i podkreślać, jak bardzo jest się oddanym idei silnej i skutecznej Unii Europejskiej, kreując się na jej jedynego autentycznego szermierza. Trzeba wyjaśnić w konkretnych diagnozach i decyzjach, co tak naprawdę oznacza „silna i skuteczna Unia” i dlaczego przyjęcie danego jej modelu będzie czyniło ją silną i skuteczną.

Negocjacje eksploracyjne (wyjaśniające) to specjalny etap negocjacji akcesyjnych (tzn. dotyczących przystąpienia do UE). Służy on uzgodnieniu terminologii – używaniu tych samych słów dla nazywania tych samych rzeczy. Od takiego właśnie sprecyzowania pojęć powinniśmy zacząć nasze rozważania o pożądanej przez Polskę przyszłości UE.

Co to znaczy silna Unia Europejska? Dwie definicje

Dominujące w Polsce partie zgadzają się, że w interesie Rzeczypospolitej leży jej członkostwo w silnej Unii Europejskiej. Podziały nie dotyczą przynależności lub nie Polski do UE, jak kłamliwie głosi opozycja, lecz odpowiedzi na pytanie o to, jaki ma być status RP w UE i jak zdefiniujemy siłę Unii. Czy ma to być siła oparta na kompetencjach, oderwanej od realnych procesów demokratycznej weryfikacji wyborczej, centralnej administracji unijnej, do której państwa członkowskie będą delegowały coraz większą część swej suwerenności, a która będzie jednocześnie pasem transmisyjnym woli politycznej mocarstw rdzenia UE, narzucanej słabszym krajom pod hasłem europeizacji? Czy też będzie to siła wynikająca z demokratycznego mandatu obywateli wyborców, który możliwy jest do uzyskania tylko na poziomie państw narodowych, z tej prostej przyczyny, że demokracja wymaga demosu – tzn. narodu politycznego; nie ma zaś demosu europejskiego. Demosy istnieją tylko na szczeblu państw. Czy biurokracja UE i mocarstwa jej rdzenia mają kontrolować „skłonne do populizmu narody”, czy też narody – suwereni państw członkowskich – mają kontrolować biurokrację UE, a jej instytucje mają hamować hegemonistyczne zapędy mocarstw?

Odrzucanie pierwszej koncepcji, czyli pomysłu przekształcenia UE w państwo federalne, nie jest tożsame z odrzucaniem integracji europejskiej jako takiej. Przeciwnie, jest dążeniem do jej ocalenia. Groźbą dla UE nie jest bowiem umiarkowanie w ambicjach, ale ich przerost, zupełnie nieproporcjonalny do rzeczywistych możliwości ich zaspokojenia, wynikających z nikłej skali demokratycznego mandatu instytucji unijnych, które cierpiąc na deficyt demokracji (czyli brak autentycznego poparcia społecznego, wyrażającego się gotowością obywateli do akceptacji kosztów realizacji ogłaszanych w imieniu UE projektów), nie są w stanie uruchomić zasobów niezbędnych do osiągnięcia deklarowanych przez siebie celów.

Pożądany kształt UE

Polska chce silnej i sprawnej Unii Europejskiej. Uważa, że Unia silna i sprawna, to nie taka, której instytucje centralne mają jak najszersze uprawnienia, a państwa członkowskie sprowadzone są do roli autonomicznych prowincji. Próba ścisłej federalizacji państw unijnych, zamiast wzmocnić UE, rozsadzi ją. Rzeczpospolita jako zwolennik integracji europejskiej odrzuca utopijne programy oparcia jej na zasadzie wymuszonej jednolitości we wszelkich dziedzinach życia, regulowanej centralnie wymyślanymi prawami. Taki model owego procesu wiódłby bowiem do zniszczenia całej konstrukcji, a nie do jej wzmocnienia.

Co jest źródłem siły?

Fundamentem skuteczności UE jest jej zdolność (lub jej brak) do uzyskania rzeczywistego, a nie tylko formalnego mandatu demokratycznego do działania. Unia silna to Unia ciesząca się poparciem wchodzących w jej skład narodów, a Unia sprawna to taka, która ma mandat demokratyczny do zużywania zasobów wytwarzanych przez obywateli państw członkowskich i to do zużywania ich w skali pozwalającej na osiągnięcie demokratycznie określonych i zatwierdzonych celów. Aby skutecznie prowadzić jakąkolwiek politykę, UE, jak każda wspólnota polityczna, musi być w stanie angażować swoje zasoby na skalę strategiczną, a nie tylko symboliczną. Zasoby to pieniądze, czas, uwaga polityczna, potencjał administracyjny i zważywszy na ambicje militarne UE – życie żołnierzy. Nie ma polityki, która nic nie kosztuje, i nie ma istotnych rezultatów bez poważnych wysiłków. Koszty ponoszą nie rządzący, lecz rządzeni. Poważne wysiłki wymagają zaś pieniędzy i poświęceń nie od decydentów, ale od obywateli.

Podkreślmy więc raz jeszcze – UE musi mieć rzeczywisty, a nie tylko formalny mandat polityczny do działania, mandat, którego mogą jej skutecznie udzielić tylko ludzie wytwarzający wszystkie wspomniane zasoby – tj. obywatele. Pierwszym zadaniem UE jest zatem zdobycie ich politycznego poparcia dla swoich działań. Unia nie będzie skuteczna, póki nie wypracuje mechanizmów uzyskiwania zgody narodów europejskich na czerpanie w skali strategicznej, a nie symbolicznej z wytwarzanych przez nie zasobów. Zgodę taką w postaci wartościowego politycznie – realnego, a nie zaledwie formalnego – mandatu można zaś uzyskać jedynie na poziomie parlamentów narodowych.

V4: „Podmiotem integracji europejskiej są narody i ich państwa”

Pogłębianie integracji europejskiej możliwe jest jedynie w tempie i w zakresie zaakceptowanym przez uczestniczące w nim narody, a praktyka oparcia tego procesu na unikaniu zasięgania ich opinii, powszechna po 2005 r. (tzn. po klęsce referendów we Francji i Holandii na temat traktatu konstytucyjnego UE), grozi rozsadzeniem całej konstrukcji. Parlamentom narodowym jako ostojom jedynej realnie funkcjonującej demokracji winna więc przypaść główna rola w procesie integracji europejskiej. Polska nie jest odosobniona w tej opinii. Pogląd ten został poparty przez przewodniczących parlamentów państw Grupy Wyszehradzkiej na ich spotkaniu w Budapeszcie (1–2 marca br.).

Podmiotami procesu integracji europejskiej są państwa członkowskie UE. Ich rządy posiadają mandaty demokratyczne o sile bez porównania większej niż jakiekolwiek instytucje unijne. Suwerenem tych rządów są ich narody – obywatele sprawujący władzę poprzez wybranych demokratycznie reprezentantów, zasiadających w parlamentach. Komisja Europejska takim suwerenem nie jest. Rządy dymisjonowane są nie wówczas, gdy ona odmówi im swego poparcia, lecz wówczas, gdy uczynią to wyborcy. KE nie jest superrządem uprawnionym do instruowania rządów i parlamentów narodowych. Nie ma do tego ani mandatu demokratycznego, ani podstawy prawnotraktatowej. Jej kompetencje, jak i kompetencje całej UE określone zostały w art. 5 ust. 2 Traktatu o funkcjonowaniu UE, w którym czytamy: „Zgodnie z zasadą przyznania Unia działa wyłącznie w granicach kompetencji przyznanych jej przez Państwa Członkowskie w Traktatach do osiągnięcia określonych w nich celów. Wszelkie kompetencje nieprzyznane Unii w Traktatach należą do Państw Członkowskich”. Działanie to ograniczone jest dodatkowo zasadą subsydiarności (UE może działać tylko wówczas, gdy dana sprawa nie może być załatwiona na niższym szczeblu).

Polska stoi więc na stanowisku, iż Unia może być silna tylko rzeczywistym wsparciem swoich obywateli, a nie formalną czy tym bardziej nieformalną pozatraktatową władzą swoich instytucji centralnych. Musi zatem być unią suwerennych państw, gdyż jak wspomniano wyżej, tylko na ich poziomie istnieją narody polityczne zdolne do udzielenia wyłanianym przez nie rządom autentycznego mandatu demokratycznego do rządzenia; autentycznego – tzn. skutecznego politycznie, a nie formalnego, tzn. wypełniającego jedynie procedury, ale nie przekładającego się na relację mentalną między rządzącymi a rządzonymi. Dlatego Polska popiera koncepcję Europy ojczyzn, jako jedyną możliwą konstrukcję demokratyczną.
 

 



Źródło:

#przyszłosć Unii #Unia Europejska

Przemysław Żurawski vel Grajewski