Nie ma chyba lepszego symbolu hipokryzji niż działacze PO i PSL wytykający zarobki ministrom rządu PiS. I nie ma większego symbolu cynizmu ostatnich dni niż wykorzystywanie przez nich i wspierających ich luksusowych publicystów i ekspertów sytuacji osób niepełnosprawnych do walki politycznej.
Tak zatroskani dziś dziennikarze „Gazety Wyborczej”, pełni współczucia i empatii reporterzy TVN i ich wodzireje z PO i PSL mieli do niedawna tę grupę w... wiadomo gdzie. Przez całe lata III RP nie zrobiono prawie nic dla poprawy losu tej najsłabszej grupy – państwo było od nich odwrócone. Rząd Prawa i Sprawiedliwości podniósł wysokość dodatku pielęgnacyjnego, podwyższył rentę socjalną, przeznacza duże kwoty na poprawę poziomu rehabilitacji i wsparcia dla niepełnosprawnych i ich rodzin. Wprowadzony jest program „Dostępność plus”, który m.in. ma likwidować bariery architektoniczne uniemożliwiające poruszanie się osób starszych i niepełnosprawnych. Ile audycji w TVN można było obejrzeć, ile tekstów w „Gazecie Wyborczej” można było przeczytać choćby o sytuacji osób starszych praktycznie uwięzionych w mieszkaniach na trzecim, czwartym piętrze bez windy? Zapewne ani jednego – przez całe lata te problemy nikogo nie zajmowały. Reakcją było wzruszenie ramion, bo przecież „jakoś sobie muszą radzić”.
Dziś postkomuna zupełnie cynicznie gra sytuacją osób niepełnosprawnych, wychodząc z założenia, że ludzie niczego nie pamiętają z czasu ich rządów. Że tamta buta i pogarda dla najsłabszych ze strony rządów Tuska i Kopacz zostały zupełnie przez Polaków zapomniane. Te ich dyżurne: „nie da się”, „nie można”, „nie ma pieniędzy”… Tylko na tym mogą dziś opierać swoją strategię – na niepamięci wyborców. W jakiejś mierze mają rację – rzeczywiście, przy propagandzie postkomuny, która o tę niepamięć w swoich mediach drobiazgowo dba, części Polaków faktycznie może umykać charakter rządów PO-PSL.
Do polityki nie idzie się dla pieniędzy – to wyraźnie dają nam znać Polacy w sondażach. Celem polityki ma być nie bogacenie się, lecz dobro wspólne. Ten sposób myślenia wielu wyborców PiS podziela. Sejm obniżył pensje parlamentarzystom, teraz zajmuje się tym Senat. Marszałek Sejmu zwrócił się do prezydenta o obniżenie o 20 proc. pensji członkom Prezydium Sejmu – ich wynagrodzenia regulują inne przepisy niż uposażenie parlamentarzystów.
Rząd przyjął rozporządzenie o obniżeniu o 20 proc. wynagrodzeń wójtów, burmistrzów i prezydentów miast oraz ich zastępców – zacznie ono obowiązywać od 1 lipca. Można rzec – wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom opozycji pokrzykującej o nieuprawnionym bogaceniu się rządzących. Wiadomo też, że ta wrażliwość na zarobki polityków bierze się w Polsce z tego, iż poprzednicy w odczuciu społecznym po prostu brali z publicznych pieniędzy, ile się dało, i dawali przyzwolenie na mechanizmy pozwalające na drenowanie państwa.
Na marginesie – niezwykle charakterystyczne dla tego sposobu myślenia PO były zeznania byłego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka przed komisją śledczą ds. Amber Gold. Powiedział on, że premier Donald Tusk miał do niego pretensję, iż nie ostrzegł na czas, że jego syn został zatrudniony u przestępcy. Nie – że nie ostrzegł dziesiątek tysięcy Polaków okradanych przez tego przestępcę. Byłego premiera zirytował kłopot wizerunkowy z synem, a nie okradanie Polaków.
To dlatego – dzięki temu kompletnemu brakowi zainteresowania dobrem wspólnym – możliwe było to, by luka VAT za rządów PO wyniosła ponad 260 mld zł. Ta zawrotna suma jest (pokazaną w brzęczącej monecie) miarą obojętności PO-PSL na interesy Polaków. Są i mniejsze liczby – choć i tak ogromne. Straty polskiego państwa tylko w wyniku afery hazardowej za rządów PO-PSL to 20 mld zł. A budowa elektrowni atomowej? To 182,5 mln zł – na ekspertyzy, badania, opracowania, podróże i analizy, w tym 110 tys. zł miesięcznie pensji dla byłego ministra skarbu PO Aleksandra Grada. Kiedy PO odda te pieniądze wyrzucone w błoto, a precyzyjniej – w kieszenie działaczy PO i zaprzyjaźnionych z nimi firm? Kiedy ludzie PO oddadzą odprawy ze spółek skarbu państwa, które wypłacano działaczom tej partii?
Tytułem przykładu: jak wiemy z rozmów z restauracji Sowa & Przyjaciele, Donald Tusk chciał, by w zarządzie jednej ze spółek skarbu państwa był zatrudniony na kilka miesięcy jego wieloletni (jeszcze z KLD) kolega Krzysztof Kilian. I tak się stało – po tych kilku miesiącach pracy otrzymał 6,9 mln zł odprawy. Kiedy Tusk z kolegami oddadzą te pieniądze?
Nigdy nie oddadzą – w ich wizji świata, traktowania państwa i stosunku do dobra wspólnego to się nie mieści w głowie.
Ta ekipa spod hasła „Śmierć frajerom!” przebrała się dziś w szaty miłosierdzia i empatii – bijąc w obłudzie kolejne rekordy.