Istotnie, trudno w to uwierzyć. Jednak to prawda. Prezydent, którego do władzy wyniósł m.in. sprzeciw wobec kłamstwa III RP, czyniącego z komunistycznych zbrodniarzy „ludzi honoru”, gardzącego ofiarami i sprzyjającego katom, nie zdecydował się jednym podpisem przeciąć więzów, pętających nas od dekad. Tłumaczy to w sposób, który dla każdego zdroworozsądkowo myślącego człowieka jest nie do przyjęcia. Jak bowiem prezydent uzasadnił swoją decyzję? Ano wskazał, że niektórzy członkowie WRON u mogli się znaleźć w tym gronie bez swojej wiedzy lub na rozkaz i w związku z tym należy dać im prawo do obrony, a ustawa takiej możliwości nie daje. To wystarczyło, by ją zawetować.
Być może było tak, że np. Mirosław Hermaszewski został wpisany na listę wprowadzających stan wojenny bez swojej wiedzy. Być może nie zdawał sobie z tego sprawy. Nigdy jednak ani on, ani inni, którzy mieli być rzekomo wciągnięci na tę listę hańby, nie zrobili nic, by zadośćuczynić dziejowej krzywdzie, jaką było zdławienie Solidarności.
Nie przypominam sobie, by już po 1989 r. Mirosław Hermaszewski lub inni rzekomo pokrzywdzeni przez Jaruzelskiego i Kiszczaka otwarcie kontestowali swój udział w tej zbrodni. Nie wydawali pamiętników, nie udzielali wywiadów, w których odcinaliby się od swojej roli w kierownictwie komunistycznego reżimu. W wywiadzie cytowanym w piątek przez prezydenta, a udzielonym skądinąd „Gazecie Polskiej”, Hermaszewski nazywa zabieganie Jaruzelskiego o interwencję zbrojną ZSRS mianem „łobuzerstwa” i przekonuje, że po masakrze w kopalni Wujek zmienił się jego stosunek do władz. To jednak nie przeszkodziło ani jemu, ani innym członkom WRON u przez całą III RP korzystać z dobrodziejstw okrągłostołowego układu, który czynił z nich niemal nietykalnych – autorytety, komentatorów, polityków i dyplomatów.
Dodajmy jeszcze, że na liście członków Rady nie znaleźli się ludzie przypadkowi. To było zaufane, wąskie grono tych, którzy mieli wgląd w funkcjonowanie aparatu władzy i dostęp do tajemnic. Tajemnic, których ani Hermaszewski, ani żaden inny z WRON-owców nigdy nie ujawnił. Przynajmniej nic o tym nie wiadomo.
Zawetowana przez prezydenta ustawa nie odbierała Hermaszewskiemu tytułu kosmonauty. Wszyscy wiedzą, że z sowieckimi przyjaciółmi, manifestem PKWN u i portretem Edwarda Gierka poleciał na orbitę jako jedyny dotychczas obywatel Polski (choć okupowanej przez pachołków Moskwy). Nigdy się nie dowiemy, czy gdyby nie komuniści i 50 lat ich okupacji, Polska nie wysłałaby na Księżyc tuzina najlepszych swoich synów wraz z obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej i orłem z koroną. Zostawmy to jednak.
Odebranie jemu i innym członkom zbrodniczego WRON u stopni wojskowych miało być symbolicznym zadośćuczynieniem za krzywdy, których pod tym szyldem dokonano. A przypomnę – WRON nie leciał w kosmos, tylko zdławił potężny ruch społeczny, doprowadził do mordu ponad 100 osób i wpędził naród w dekadę depresji. Hermaszewski i inni „pokrzywdzeni wroną” nie odpowiedzieli za to w żaden sposób.
Jest coś jeszcze. Prezydent stwierdza, że ustawa gorzej traktuje członków WRON u niż choćby stalinowskich oprawców. To jednak nie powód, by wetować ustawę. Przypomnę tylko, że ustawę o IPN-ie (dalece gorszą i bardziej koślawą niż degradacyjna) Andrzej Duda podpisał, a następnie skierował do rozpatrzenia przez Trybunał Konstytucyjny. Tu nie zdecydował się na taki krok. Dlaczego? Przyznam szczerze, że nie mogę tego pojąć. Tak jak tego, że prezydent mówi, że WRON był związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym, by chwilę potem niuansować, że ktoś mógł się w nim znaleźć bez swojej wiedzy lub na rozkaz. Jak powiedziano – członkowie tej komunistycznej kliki nigdy nie wyszli z niej na dobre, nie odrzucili jej, trwali i trwają w omercie.
Antykomunista, do którego zadzwonił Paweł Piekarczyk, miał prawo się dziwić. Mają prawo dziwić się wyborcy Andrzeja Dudy. Pozostaje mieć nadzieję, że sprawa degradacji komunistów nie została w piątek pogrzebana, a wątpliwości prawne zostaną – jak zapewnia sam prezydent – wyjaśnione. Mam jako wyborca Andrzeja Dudy taką nadzieję i ja. Gdyby było inaczej, gdyby okazało się, że weto pogrzebie tę sprawę, może się okazać, że grupka członków WRON u i im podobnych, zadowolonych z takiego obrotu spraw może nie wystarczyć prezydentowi do reelekcji.