Pod rządami Platformy Obywatelskiej działacz podziemnej „Solidarności” wciąż nie może doczekać się sprawiedliwości.
Represji ciąg dalszy
Kazimierz Dzikowski z Grodziska Mazowieckiego po powstaniu „Solidarności” był współzałożycielem koła NSZZ „Solidarność” w ministerstwie rolnictwa. Potem wybrano go członkiem zarządu tego koła. W ministerstwie pracował 19 lat w państwowej inspekcji terenowej rolnictwa.
Działacz podziemia i komitetu obywatelskiego
Jeszcze przed bezprawnym wprowadzeniem stanu wojennego pan Kazimierz był prześladowany przez SB, a nawet ciężko pobity przez nieznanych sprawców. Wraz ze stanem wojennym działacz solidarnościowy został zwolniony z pracy, a jego rodzina pozbawiona środków do życia. Nawiązał kontakty z podziemiem „Solidarności” w Grodzisku, a w 1989 r. z jego współ inicjatywy powstał w kwietniu komitet obywatelski „Solidarność”. Jego działalność została opisana w wydanej w 2009 r. a napisanej przez Krzysztofa Bońkowskiego książce
Szliśmy po zwycięstwo. Dzięki działalności tego komitetu podczas wyborów do sejmu kontraktowego wskazani przez „Solidarność” kandydaci znaleźli się w parlamencie.
W 1990 r. pan Dzikowski został wybrany przewodniczącym komitetu obywatelskiego, a po wprowadzeniu ustawy powołującej samorządy terytorialne wybrano go radnym, potem zaś wiceprzewodniczącym Rady Miasta i Gminy Grodziska Mazowieckiego.
W archiwach działacza znajdują się podziękowania za pracę w kampanii wyborczej w 1997 r. ze sztabu wyborczego AWS.
SB aresztuje dokumenty
Gdy Dzikowski został zwolniony z pracy w ministerstwie rolnictwa, nie wydano mu zaświadczenia o wysokości zarobków z przepracowanych 19 lat. W kadrach powiedziano mu, że służba bezpieczeństwa zabrała jego teczkę personalną i jak dokumenty te zostaną zwrócone, to i zaświadczenie zostanie wystawione.
- Tego zaświadczenia mi nie wystawiono – pisze Dzikowski w obszernym materiale wysłanym do redakcji „Gazety Polskiej” -
Dokumenty zaginęły, a brak zaświadczenia o wysokości dochodów spowodował to, że przechodząc na emeryturę w 19994 r. i mając udokumentowany 45 letni okres pracy ,moją emeryturę ZUS wyliczył na 640 zł comiesięcznych świadczeń. Tak niska emerytura skazała mnie nie z mojej winy, lecz z zemsty bezpieki na życie w nędzy przez 12 lat.
W 2000 r. weszła w życie ustawa umożliwiająca przeliczenie starych emerytur z 20 lat pracy. Dawnemu działaczowi zaświtała nadzieja, że wreszcie zacznie żyć godniej. W czerwcu 2000 r. zwrócił się więc do ZUS z prośbą o takie przeliczenie. ZUS w piśmie (Sn 522/2000 z 30.06.2000 r.) odmówił takiego przeliczenia argumentując decyzję brakiem okazania wysokości zarobków z lat 1963- 1980, czyli właśnie tych „ aresztowanych” przez bezpiekę.
Po nieustannym zwracaniu się do swojego pracodawcy o odnalezienie dokumentów, pan Dzikowski odzyskał je dopiero w 2006 r. i niezwłocznie przedłożył w ZUS.
- ZUS dokonał nowego wyliczenia w sposób niewłaściwy i mnie krzywdzący – skarży się poszkodowany.
Nowe wyliczenie uznano nie od podstawowej emerytury z 1994 r., lecz od daty odnalezienia się owych dokumentów tj. od kwietnia 2006 r., uznając, że wysokość zarobków z lat 1963- 1981 nie posiadała mocy uprawniającej w 1994 r., lecz nabrała ją w czerwcu 2006 r.
Tyle, że ustawa z roku 2000 nie wskazuje, z których 20 lat ma nastąpić przeliczenie, a dokumenty były niedostępne bez winy, czyli tzw. przyrzeczenia pana Dzikowskiego. Jakie jest stanowisko ZUS w tej sprawie, można wyczytać tylko z dokumentów przesłanych poszkodowanemu, które potwierdzają opisane powyżej. Rzecznik ZUS był bowiem nie osiągalny.
Sąd przyklepuje decyzję ZUS
Pan Dzikowski wniósł w tej sprawie odwołanie do sądu okręgowego w Warszawie.
Sąd wyrokiem o sygnaturze akt xiv 1263/06 z dnia 21 lutego podwyższył niewłaściwie wyliczony przez ZUS wskaźnik podstawowego wymiaru emerytury z 124, 15 proc na 129, 28 proc, lecz w wyroku nie odniósł się od jakiej winny być dokonywane nowe wyliczenia - czy od podstawy z 1994 roku, czy od daty odnalezienia dokumentów. Tym nieodniesieniem się sąd utrzymał w mocy to, co zrobił ZUS.
Sąd apelacyjny, do którego zwrócił się pan Dzikowski odrzucił apelację i nie pozwolił też na wniesienie prośby o kasację do Sądu Najwyższego, bo wartość przedmiotu zaskarżenia nie przekracza 10000 zł w skali jednego roku.
Dla pana Dzikowskiego jest to kwota prawie niewyobrażalna.
Autorka dziękuje panu Dzikowskiemu za udostępnienie bogatej dokumentacji sprawy
Źródło: niezalezna.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Kaja Bogomilska