W miniony weekend rozległ się w Polsce wielki lament nad straconymi szansami naszych skoczków. Czwarte i piąte miejsca Kamila Stocha i Stefana Huli przyjęto niemal jak policzek wymierzony naszemu krajowi przez sędziowską klikę i złowróżbny koreański wiatr. Tak, trzeba to przyznać, warunki, w jakich skakali nasi reprezentanci, i odjęte im punkty za wiatr były mocno dyskusyjne. Ale nie tylko my straciliśmy.
Co ma powiedzieć np. czterokrotny mistrz olimpijski Simon Ammann? 15 minut spędził na dwudziestostopniowym mrozie, siedząc w cieniutkim uniformie na belce startowej, czterokrotnie na nią przez sędziów zapraszany i z niej spędzany. Prawdę mówiąc, myślałem, że po takim numerze zesztywniały z zimna Ammann spadnie z progu. Szwajcarski skoczek poszybował jednak pięknie, pokonując 105,5 m. Na miejscu Ammanna zastanowiłbym się nad pozwem sądowym dla ludzi, którzy usiłowali go wykończyć lub nabawić ciężkiego zapalenia płuc. Simi, jesteś wielki! A tymczasem o naszych zawodników proszę się nie martwić. Z nawiązką odegrają się na większej skoczni. Są naprawdę odpowiednio zmotywowani.