To będzie szok dla zwolenników krwawego biznesu, jakim jest hodowla zwierząt futerkowych. Mieszkańcy miejscowości opanowanych przez hodowców, aktywiści, a także konserwatywni europarlamentarzyści z Prawa i Sprawiedliwości wezmą udział w otwarciu wystawy „Make Fur History”, która w przyszłym tygodniu zostanie otwarta w europarlamencie.
Przekonanie, że zwolennicy prawicy są jednocześnie przeciwnikami praw zwierząt, jest tak samo prawdziwe jak stwierdzenie, że likwidacja hodowli zwierząt futerkowych oznacza zakończenie programu Rodzina 500+. Czyli wcale. Wystarczy, by rzekomi prawicowcy poczytali choćby pisma Józefa Mackiewicza. Ten często wyciągany na sztandary prawicy najsłynniejszy antykomunista był prywatnie znawcą i piewcą przyrody. Nie przeszkadza to jednak potężnemu lobby wspieranemu przez firmy z branży public relations przekonywać, że ubój milionów zwierząt rocznie to podstawa polskiej gospodarki, a ten, kto jest temu przeciw, jest „lewakiem” i „ekoterrorystą”.
Ale zostawmy to. Jak wielokrotnie pisaliśmy na łamach „Codziennej” i „Gazety Polskiej”, przeciwko argumentom hodowców świadczą dane statystyczne, relacje mieszkańców czy wreszcie filmy i zdjęcia pokazujące rzeczywistość przemysłowego chowu norek lub lisów. W Sejmie procedowany jest projekt ustawy, która ma zlikwidować biznes futrzarski, ale też np. zadbać o los zwierząt cyrkowych. Jest jednak problem. To hałaśliwe i rozpychające się po mediach lobby.
– Na tę chwilę nie jestem w stanie przewidzieć, kiedy projekt Ustawy o ochronie zwierząt będzie procedowany. Liczę, że stanie się to wkrótce, trzeba mieć jednak świadomość, że przeciwko niemu stanęły potężne siły różnych lobbystów – mówi cytowany przez PAP poseł PiS-u Krzysztof Czabański. Jego zdaniem najbardziej widoczną grupą lobbystów zainteresowanych fiaskiem projektu są hodowcy norek. – Hałaśliwi, mają duże wpływy w mediach – mówi o hodowcach norek poseł. – Część mediów zaczęła już publikować ich filmiki reklamowe. Wynika z nich, że fermy są niemal rajem dla zwierząt; że norki o niczym innym nie marzą, jak tylko o tym, by po szczęśliwym życiu na fermie żyć życiem pozagrobowym w charakterze futer na pięknych damach. To obrzydliwe, bo mamy do czynienia z wyjątkowo brutalnym i bezlitosnym wobec zwierząt biznesem – podkreślał.
Odpowiedzią na działalność „hałaśliwego lobby” jest współorganizowana przez Eurogroup For Animals, Fur Free Alliance i Stowarzyszenie Otwarte Klatki wystawa „Make Fur History” (Odeślijmy futro do historii), którą będzie można oglądać w europarlamencie w dniach 23–25 stycznia. Co ważne, jej gospodarzami są głównie polscy europosłowie: Zbigniew Kuźmiuk, Stanisław Ożóg, Jadwiga Wiśniewska, Ryszard Legutko, Zdzisław Krasnodębski.
– Europosłowie regularnie współpracują z Eurogroup For Animals, dlatego wyrazili chęć zaangażowania się w organizację tej wystawy, szczególnie w momencie, kiedy projekt nowelizacji Ustawy o ochronie zwierząt, zawierający zakaz hodowli na futro, ma być procedowany w Sejmie – mówi „Codziennej” Paweł Rawicki z Otwartych Klatek.
Jak twierdzą organizatorzy, „wystawa będzie przedstawiała główne problemy związane z hodowlą zwierząt futerkowych: rażące problemy w obszarze dobrostanu zwierząt, zagrożenia dla środowiska naturalnego, ucieczki zwierząt będących gatunkiem inwazyjnym w Europie”. Zadaniem aktywistów jest także „przedstawienie europosłom solidnych argumentów przeciwko działaniu przemysłu futrzarskiego”.
Temu ostatniemu mają posłużyć zdjęcia i filmy z polskich ferm, a także relacje mieszkańców, którzy protestują w zasadzie w każdym miejscu, gdzie pojawia się pomysł na otwarcie kolejnej „inwestycji”. W Brukseli stawią się np. mieszkańcy Lubosiny, gdzie syn posła PO Zbigniewa Ajchlera planował budowę wielkiej fermy norek. Bo wbrew pozorom i narracji lobby norki to nie „patriotyczny biznes”, ale często powiązana politycznym układem maszynka do robienia pieniędzy przez hodowców.
Przykładem może być postać Rajmunda Gąsiorka, jednego z potentatów w branży. To on w 2010 r. miał doprowadzić do tego, że ówczesny senator PO Piotr Gruszczyński przyczynił się do wykreślenia norki amerykańskiej z listy gatunków inwazyjnych. Według słów samego Gruszczyńskiego dostał on za to od Gąsiorka 10 tys. zł na kampanię wyborczą. Ale ten „potentat” nie ma ostatnio dobrej passy. Po publikacji w 2013 r. raportu „Drapieżny biznes”, gdzie pokazano horror, jaki dział się na jego fermach, pozwał on ekologów do sądu. Gąsiorek twierdził, że zdjęcia są zmanipulowane. I tak 2 stycznia br. proces przegrał.
Nie przeszkadza to branży publikować kolejnych materiałów propagandowych. Te jednak nie cieszą się popularnością. Film zachwalający hodowle zobaczyły w internecie ledwo… 94 osoby (stan na wczoraj). O tym, jak jest wiarygodny, świadczy fakt, że jak ustalili aktywiści z organizacji Viva!, do przedstawienia ekologów w negatywnym świetle użyto… zdjęć z darmowego serwisu ze zdjęciami i filmami. Zajęło mi to trochę czasu, ale sprawdziłem, że migawki dot. rzekomego \"ekoterroru\" i \"pseudoekologów\" przedstawiają w rzeczywistości, zamieszki „Mołotowy dla Nikosa”, które miały miejsc w Atenach w 2014 r. w ramach solidarności z głodującym anarchistą Nikosem Romanosem. Jak to świadczy o wiarygodności branży?
Nie może więc dziwić, że pomysł zorganizowania wystawy, i to jeszcze (o zgrozo!) z udziałem znanych konserwatywnych posłów, oburzył hodowców i sprzyjających im publicystów. – To skandal, jakiego dawno nie było! – grzmiał Jacek Podgórski, dyrektor związanego z hodowcami stowarzyszenia Instytut Gospodarki Rolnej (tenże IGR opublikował wyżej wzmiankowany filmik), a popularny komentator polityczny Łukasz Warzecha stwierdził na Twitterze, że „zaniemówił”. Gdy już odzyskał mowę, zarzucił Zdzisławowi Krasnodębskiemu, że ten, biorąc udział w wystawie, podlizuje się Jarosławowi Kaczyńskiemu, bo liczy na dobre miejsce na liście do europarlamentu.
Zarzuty odpiera sam polityk. – Jako europoseł popierałem już wcześniej rezolucje europarlamentu ws. królików czy koniowatych. Nie widzę powodu, żebyśmy mieli popierać taką wielką produkcję rolną czy przemysłową, która łączy się z niszczeniem środowiska, rodzinnych gospodarstw, a także niepotrzebnym cierpieniem zwierząt – mówi „Codziennej” prof. Zdzisław Krasnodębski. – W wypadku zwierząt futerkowych podoba mi się rozwiązanie szwajcarskie, które mówi, że zwierzęta można hodować, ale wówczas, gdy mają warunki jak w ogrodach zoologicznych. A mówimy o czymś katastrofalnym dla przemysłu. Zgłaszają się do mnie wyborcy, którzy mówią, że pojawia się na ich terenie inwestor z Tajlandii, który planuje ogromne fermy kur. I tak jest w całej Polsce. Polska jest traktowana jak Bantustan, gdzie ma się wykonywać brudne produkcje. Nie zgadzam się na takie traktowanie Polski, polskiej przyrody i polskich rolników – deklaruje prof. Krasnodębski.
Podobnie wypowiada się europoseł Jadwiga Wiśniewska. – Żadna cena futra nie zrekompensuje cierpienia tych miłych zwierząt, które są hodowane i uśmiercane w koszmarnych warunkach – mówi „Codziennej”. Pytana, czy nie obawia się hejtu ze strony środowiska hodowców, odpowiada: – Musimy o tym mówić. Być może zaraz pojawią się moje zdjęcia w futrze ze sztucznego lisa, ale się tym nie przejmuję.
W organizowanej w Brukseli wystawie weźmie udział także poseł Krzysztof Czabański, który jest współautorem polskiej ustawy mającej poprawić los zwierząt, w tym hodowanych na futra. Jako ciekawostkę dodajmy, że w ostatnich dniach w Norwegii zakazano hodowli zwierząt na futra. Do 2025 r. ma zniknąć 250 ferm z lisami i norkami. Warto dodać, że Norwegia była kiedyś największym producentem lisiego futra i skóry w Europie.