Porównywany do znakomitej „Sieranevady” film Piotra Domalewskiego to porażająca realizmem widokówka z polskiej prowincji - bardziej niepokojąca niż obraz Cristiego Puiu, bo wierniejsza naszej rzeczywistości. Rzeczywistości, którą – jak pokazują reakcje publiczności w kinie – łatwiej nerwowo zaśmiać, niż skonfrontować z samym sobą.
Kiedy pracujący na co dzień za granicą Adam (bardzo dobra kreacja Dawida Ogrodnika) niespodziewanie przyjeżdża na święta do rodzinnej wsi na Mazurach, domownicy nie wiedzą jeszcze, że jego wizyta nie jest podyktowana jedynie chęcią spędzenia Wigilii z najbliższymi. Młody mężczyzna ma bowiem ambitny plan – chce otworzyć w Holandii własny interes. Do spełnienia marzeń potrzebuje jednak zgody ojca i rodzeństwa na sprzedaż siedliska po dziadku. Choć początkowo rozmowy idą gładko, z czasem sytuacja komplikuje się, a przyklepane na radosny czas Bożego Narodzenia rodzinne waśnie i sekrety nagle wymykają się spod kontroli.
Nagrodzona gdyńskimi Złotymi Lwami „Cicha noc” debiutującego pełnometrażowo Piotra Domalewskiego (znanego z filmu „60 kilo niczego” i „Historii Roja”, w której wcielił się w Ildefonsa Żbikowskiego "Tygrysa") to porażająca realizmem pocztówka z polskiej prowincji. Do wigilijnego stołu, oprócz powracającego z dalekiej Holandii Adama, Domalewski zaprasza jego zmagającego się z chorobą alkoholową ojca (Arkadiusz Jakubik), zupełnie niekryjącego się z nałogiem dziadka (Paweł Nowisz), styraną domowymi obowiązkami i współuzależnioną matkę (Agnieszka Suchura) i wreszcie piątkę rodzeństwa, którego młodsza część prawdopodobnie (jeszcze) mierzy się jedynie z takimi problemami jak brak najnowszego iPhone’a, starsza zaś – wkracza w dorosłe życie, które okazuje się dalekie od usłanej różami sielanki.
Miejsce przy zasłanym zgodnie z tradycją białym obrusem stole znajdzie się również dla narzekającej co chwila babci, wujka, który swoimi suchymi i obleśnymi żartami stara się nadać wieczorowi iście gwiazdkowy klimat i naburmuszonego szwagra. Oprócz barszczu z uszkami i sałatki jarzynowej, na świątecznym stole króluje przemycany przez męską część domowników alkohol, a płynąca wprost z telewizora kolęda w wykonaniu Beaty Kozidrak robi za akompaniament dla rodzinnych rozmów. Gdzieś między śledziami a opłatkiem dogorywa zjedzony do połowy przez najmłodszą Anię czekoladowy św. Mikołaj. Ktoś powie – ot, typowa polska rodzina - nie patologiczna, ale zmagająca się z charakterystycznymi dla naszego kraju problemami. W tym wszystkim jednak Domalewskiemu, podobnie jak Cristiemu Puiu w „Sieranevadzie” udaje się wychwycić subtelności, które tworzą opowieść o tragizmie współczesnego pokolenia, które z jednej strony nie chce żyć jak „tak jak rodzice”, z drugiej – zachłyśnięte blaskiem zachodnich perspektyw, traci kontakt z rzeczywistością, w której dorastało.
CZYTAJ WIĘCEJ: "Sieranevada": niczego lepszego w tym sezonie w kinie już nie zobaczymy. RECENZJA
Ten mechanizm dobrze widać w przypadku Adama, z perspektywy którego twórcy opowiadają swoja historię: przecież marzenia o lepszym bycie nie są niczym złym, a jednak okazuje się, że próba wyjścia poza schemat może być bardzo bolesna – zarówno dla bohatera, jak i jego bliskich. Adam przyjeżdża do niezbyt zamożnej rodziny wyposażony w drogi komputer i kamerę. Na samochód już nie wystarczyło – wydaje więc ciężko zarobione za granicą pieniądze, by wypożyczyć auto i pokazać się przed najbliższymi i sąsiadami w lśniącym czerwonym lexusie. Czy to nie brzmi znajomo? Czy to właśnie nie ze skutkami postawy „zastaw się a postaw się” od lat mierzą się niedowartościowani przez lata komunizmu Polacy?
Domalewski dokonuje filmowej wiwisekcji, której nie powstydziłby się sam Wojciech Smarzowski. Choć jednak w „Cichej nocy” pobrzmiewają echa „Wesela”, Domalewski prowadzi swoją narrację kładąc raczej nacisk na psychologiczne niuanse, niż przemoc i dosadność przekazu, które charakteryzują twórczość Smarzowskiego. Paradoksalnie, dzięki temu, jego przekaz uderza z podwójną siłą.
Abstrahując od niewątpliwie wysokiego artystycznego kunsztu (wrażenie robią zarówno scenariusz Domalewskiego, gra aktorów, jak i znakomite jak zawsze zdjęcia Piotra Sobocińskiego Juniora – odpowiedzialnego m.in. za kadry do „Wołynia” czy „Bogów”), film ten bez pardonu rozprawia się naszymi narodowymi przywarami. Całość składa się na dość smutną „opowieść wigilijną”: o pokoleniu, które dorastało bez wiecznie tyrających za granicą ojców, pod opieką heroicznych matek Polek, o powracających z wielkiego świata „synach marnotrawnych”, czy wreszcie o nałogach, które niszczą nasze rodziny.
Podpity dziadek z „Cichej nocy” rzeczywiście momentami może wzbudzać uśmiech na twarzy widza. Uśmiech politowania czy zażenowania jest jednak dalece czymś różnym niż gromki śmiech publiczności oglądającej sceny z udziałem pijanego nestora rodu. Jest w tym naszym odruchu bowiem coś niepokojącego, wręcz eskapistycznego – czy problem zaśmiany wydaje się mniej bolesny? Z takim pytaniem, jak i wieloma innymi, zostawia widza Piotr Domalewski. Jeśli więc ktoś pragnie przedświątecznej rozrywki w miłej atmosferze, niech raczej zamiast „Cichej nocy” wybierze się na „Listy do M.3”. A najlepiej na jedno i drugie – by w beztroskim festiwalu kolorowych lampek i swetrów z reniferami, nie stracić sprzed oczu tego, co najważniejsze – szczerości.
NIE PRZEGAP: Film "Cicha Noc" wejdzie do kin w piątek 24 listopada.