9 listopada 1914 r. Piłsudski, w tajemnicy przed dowództwem austriackim, nakazał swoim żołnierzom przejście do Krakowa pomiędzy wojskami austriackimi i rosyjskimi. Legioniści szli nocą, w całkowitej ciszy, prowadzeni przez miejscowych przemytników. Mimo kilku potyczek z Rosjanami, udało im się nie ściągnąć na siebie większej uwagi i po dwóch dniach dotrzeć do grodu Kraka.
W końcu października 1914 r. armia gen. Dankla wycofywała się na zachód kierując się, zamiast do Krakowa, w stronę Zagłębia Dąbrowskiego. Piłsudski przypuszczał więc, że 1 pułk piechoty Legionów Polskich, wkrótce znajdzie się poza granicami Królestwa Polskiego. O swoich obawach tak pisał we wspomnieniach:
Idąc tak trochę dalej, staniemy jutro czy pojutrze w obronie dostępu do Wrocławia czy Zlatej Prahy i Wiednia. Nie mogłem iść na to. Wolałbym śmierć, niż taką przyszłość. Mogła mi się próba stworzenia zawiązku wojska polskiego nie udać się, mogłem się mylić w rachubach, lecz nie mogłem zdobyć się jakieś udawanie Józefa Poniatowskiego i tonąć w jakiejś Elsterze.
Na postoju pod Wolbromiem podjął decyzję która, jak sam twierdził, z punktu widzenia wojskowego była „nonsensem i szaleństwem” – samowolnie, bez zgody austriackiego dowództwa, nakazał, aby Legiony maszerowały na Kraków.
9 listopada 1914 r. dostał rozkaz wykonania rozpoznania między Żarnowcem i Miechowem. Postanowił go wykonać trzema batalionami I, III i V, a po akcji nie wracać już na swoje pozycje, ale przemknąć wraz z żołnierzami w stronę Krakowa. Niestety wieści z terenu były jak najgorsze. W i tak cienkim korytarzu między armiami austriacką i rosyjską pojawiły się kozackie patrole.
Mój ty mocny Boże! Gdzież się podział mój korytarz! Jak my stąd wybrniemy!? – Ciepło mi się zrobiło. – Przecież to oznacza, że idąc na południe, muszę przecinać drogi, po których już wczoraj maszerowali Moskale. Więcej! Na północy ode mnie już też maszeruje nieprzyjaciel. Jestem w środku, pomiędzy dwiema drogami ich marszu na zachód: Miechów-Wolbrom i Czaple Małe-Iwanowice. Przecież co chwila spodziewać się należy, że nie ta, to inna boczna osłona, wreszcie jakiś patrol rekwizycyjny zawita do Uliny. I wtedy?... Wtedy tak łatwo nas zmiażdżyć po prostu w kilka godzin. My – garstka bez armat i karabinów maszynowych, oni w kilka godzin mogą mieć tego wszystkiego mnóstwo.
Pod Uliną Małą natknięto się na dwie sotnie kozackie, doszło do wymiany strzałów, na szczęście nie ściągnęło to większych sił wroga. Przygotowano się do nocnego marszu, zakazano palenia papierosów, głośnych rozmów, nie można było omijać błota i kałuż, aby nie rozpraszać szyku. Na szpicy szli Piłsudski i mjr Edward Rydz.
Nocne przejście przez Ulinę Małą/Zbiory Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku
11 listopada Legiony dotarły do Krakowa. Komendant podkreślał potem, że w akcji pomogli mu „przewodnicy-przemytnicy”, chwalił też wzorową postawę żołnierzy, ich ogromną dyscyplinę i doskonałe morale. Piłsudski twierdził, że „dopiero po Ulinie zacząłem sobie ufać
i wierzyć w swoje siły. I być może właśnie dlatego słyszałem nieraz potem słowa moich żołnierzy: – Teraz za Komendantem pójdziemy wszędzie. Jeżeli on nas wyprowadził z Uliny, to już jesteśmy spokojni! Był to więc jakby mój egzamin, który złożyłem zarówno przed sobą jak i żołnierzami".