Opozycja rwie włosy z głowy, dziennikarski salon jest w stanie konsternacji. Partia rządząca cieszy się wyższym poparciem niż dwa lata temu. Jak to możliwe, że mimo popełnianych błędów (nie tylko wizerunkowych) i zmasowanych akcji „ulicy i zagranicy” PiS wciąż gra na nosie establishmentowi?
W sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej z 13 października PiS wraz z Solidarną Polską i Partią Razem uzyskały 47 proc. poparcia. Zakładając nawet, że jest on nieco przeszacowany, to mamy do czynienia z fenomenem coraz większego poparcia dla ugrupowania, które rządzi naszym krajem przeszło dwa lata. Odpowiedź na pytanie, skąd się bierze tak mocna pozycja partii rządzącej, wcale nie jest skomplikowana.
Siła PiS‑u polega przede wszystkim na realizacji przedwyborczych obietnic. Do czasu przejęcia przez prawicę władzy wydawało się, że licytacja na wyborcze obietnice jest wyłącznie elementem kampanii wyborczej, a kolejne ekipy traktowały je w kategoriach typowej dla kampanii gry politycznej. Tymczasem już kilka miesięcy po zaprzysiężeniu nowego rządu okazało się, że obietnice wyborcze da się spełnić. Wbrew głosom krytyków, którzy daliby się pokroić za to, że obietnica pomocy rodzinom w formie 500 zł na dziecko nie zostanie spełniona, gdy reforma okazała się faktem, ci sami krytycy bili na alarm, że budżet tego nie wytrzyma. Tymczasem okazało się, że można konkretnie pomóc rodzinie, a gospodarka nie tylko się od tego nie załamała, ale ma się zupełnie dobrze. Potem nowa władza systematycznie realizowała kolejne punkty przedwyborczego programu mimo oporu sił opozycji, ulicy i zagranicy. PiS realizuje większość najważniejszych postulatów sprzed wyborów: Rodzina 500+, obniżenie wieku emerytalnego, reforma edukacji, nadchodząca sądownictwa to tylko część realizowanych punktów programu.
Sukces partii Jarosława Kaczyńskiego wynika także z faktu, że najlepiej oddaje ona ducha narodu. Polacy cenią tradycję, wartości chrześcijańskie, patriotyzm, konserwatywne poglądy na problemy ochrony życia, praw mniejszości, rodzinę, prawa kobiet itp. PiS jest ugrupowaniem, które broni tradycji, a ta dla Polaków wciąż jest bardzo ważna. Partia Jarosława Kaczyńskiego jest więc nośnikiem poglądów Polaka. Tymczasem PO stała się partią wyrażającą ducha współczesnej Europy, także w sferze wartości. Nie jest tajemnicą, że coraz bardziej lewicowa Europa przesiąknięta polityczną poprawnością bardzo oddaliła się od prawicowej bądź centrowej Polski. PO, z którą wielu Polaków mogło się utożsamiać, zaczęła stopniowo dryfować w lewą stronę. Poglądy jej członków na ochronę życia, stosunek do mniejszości seksualnych zanadto zbliżyły się do ugrupowań lewicowych. Było do przewidzenia, że te problemy z tożsamością spowodują odpływ części jej zwolenników. Sondażowy sukces PiS‑u wynika też z faktu, że tożsamość pozostałych liczących się partii na polskiej scenie politycznej zmienia się od wyborów do wyborów. Wyborca partii Jarosława Kaczyńskiego ma gwarancję, że w sferze pryncypiów może liczyć na ciągłość.
W ostatnim czasie jak grzyby po deszczu ukazywały się kolejne teksty poświęcone relacjom PiS‑u i obozu prezydenckiego. Obie strony nie ustrzegły się wpadek w postaci niefortunnych komentarzy na temat drugiej strony. Oczywiście media proopozycyjne z satysfakcją podkreślały, że na linii Kaczyński–Duda źle się dzieje. Choć sami zainteresowani mówili raczej o niewielkich różnicach, to w mediach dominował przekaz o konflikcie, a nawet rozłamie. Tymczasem obecność w obozie władzy dwu skrzydeł: bardziej radykalnego spod znaku Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobry oraz umiarkowanego, którego patronem jest prezydent, może być siłą, a nie słabością obozu rządzącego. Każda z grup ma swoich zwolenników. Radykalne skrzydło partyjne ma swój bardziej twardy elektorat, niezmienny, który sprawił, że PiS wygrało wybory parlamentarne. Wyborca umiarkowany natomiast nie zawsze poparłby np. Jarosława Kaczyńskiego, ale z chęcią udzielił poparcia Andrzejowi Dudzie. Ich wspólne występowanie może oczywiście w przyszłości prowokować konflikty, ale może być także źródłem siły całego obozu.
Nawet krytycy partii rządzącej potrafili dostrzec, że w porównaniu z poprzednimi rządami tym razem ekipa sprawująca władzę jest naprawdę mocna personalnie. Można nie lubić Zbigniewa Ziobry, Antoniego Macierewicza i innych, ale trudno nie uznać ich za silne osobowości. Gdy sięgniemy pamięcią np. do rządu PO, to widzimy, że często szefami resortów zostawali ludzie bez doświadczenia i wiedzy. Obecnie mamy osoby, które są na swoim miejscu. Pozycja partii rządzącej nie byłaby tak mocna, gdyby nie fakt słabości opozycji. Kompromitacja kampanii spod znaku „ulicy i zagranicy” przyczyniła się do wzmocnienia pozycji PiS‑u. Nieudolne okazały się próby wmówienia Polakom, że jest im „bardzo źle”, skoro tak naprawdę ich sytuacja zazwyczaj się poprawiła.
Fiaskiem zakończyły się poszukiwania liderów, którzy mieliby porwać tłumy. Kijowski odszedł w niesławie, Petru co rusz stawał się gwiazdą internetowych wpadek, za Schetyną ciągnie się widmo ostatnich wyborczych porażek. Frasyniuka pokonał jego własny radykalizm, Nowacka mogłaby zostać liderką co najwyżej feministek. Opozycja przestała mieć pomysł na siebie. Okazało się bowiem, że licytowanie się w radykalizmie przysporzyło jej więcej zmartwień niż korzyści.
Niewielu komentatorów po wygranych przez PiS wyborach sądziło, że po dwóch latach rządów poparcie partii nie tylko nie zmaleje, ale wzrośnie. Tymczasem Polacy docenili, że wreszcie pojawiła się władza, która pochyliła się nad problemami zwykłych ludzi, którym udzieliła realnej pomocy. A przecież od samego początku miała pod górkę, bo opozycja od pierwszego dnia rozpoczęła bezpardonową walkę, w którą zaangażowała media, ulicę i władze europejskie. Sondażowy sukces nie powinien jednak uśpić czujności partii Jarosława Kaczyńskiego, która musi uważać nie tylko na opozycję, niecofającą się przed niczym, ułożenie właściwych relacji z obozem prezydenta, ale też na to, by nie przegrała z własnymi słabościami.