Kanclerz Niemiec postanowiła zerwać z dotychczasową praktyką, zgodnie z którą ingerencji w polskie sprawy dokonywała rękami brukselskich biurokratów, i dość niespodziewanie oświadczyła, że „warunkiem”(!) współpracy z Polską jest przestrzeganie przez Polaków niemiecko-brukselskiej wersji praworządności.
Zastosowanie się do tak obcesowego dyktatu oznaczałoby, że Polska nie może wprowadzić regulacji prawnych zmierzających do uzdrowienia polskiego wymiaru sprawiedliwości, analogicznych w kształcie do rozwiązań obowiązujących w wielu państwach UE, w tym i w Niemczech. W koncepcji pani Merkel Polska ma więc pozostać słabym, bo pozbawionym ostoi sprawiedliwości, targanym aferami i korupcją państewkiem, które łatwo można eksploatować gospodarczo oraz narzucać mu kłamliwą niemiecką wersję historii. Skoro demokratycznie wyrażona wola Polaków, których wybór doprowadził do powołania obecnego rządu i realizacji jego programu, nie ma dla Niemców jakiegokolwiek znaczenia, może kanclerz Merkel od razu zechce odrzucić wszelkie pozory i osobiście mianować w Polsce generalnego gubernatora z siedzibą na Wawelu? Wśród polityków dzisiejszej opozycji znajdzie się zapewne wielu chętnych.