Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Skąd w Polsce ten zapaszek?

Adam Michnik na łamach „Wyborczej” niezbyt subtelnie daje do zrozumienia, że „narodowosocjalistycznej” władzy śmierdzą skarpetki.

Adam Michnik na łamach „Wyborczej” niezbyt subtelnie daje do zrozumienia, że „narodowosocjalistycznej” władzy śmierdzą skarpetki. Najwyraźniej szwankuje mu powonienie, skoro przez lata nie poczuł o wiele silniejszego smrodku, bijącego z zabagnionych obszarów III RP.

Naczelny demiurg III Rzeczypospolitej lubi zagrzewać swoich do boju. Uderza piórem, by krzesać gniewne iskry. Biała gorączka czy zimne wyrachowanie? Trudno ocenić. Z pewnością weekendowy artykuł „Strasznie cuchnie! Nie dajmy się zadusić”, czyli płomienna odezwa do rzednących szeregów czytelniczek i czytelników „Gazety Wyborczej” upewnia w odczuciu, że Michnik, jak inżynier Mamoń, najbardziej lubi te piosenki, które już zna. Jeśli chwalić – to cudowności III RP, jeśli tropić – to faszyzm.

Lekcja „Kultury” dla pana Adama

Co naprawdę boli w tekście Adama Michnika? Erudycyjny cytat z Tomasza Manna, który w 1936 r. poszedł w Wiedniu do opery: W Operze śmierdziało przeraźliwie. Okazało się, że naziści rzucili bomby cuchnące. Przynajmniej wiemy teraz dokładnie, jak pachnie narodowy socjalizm: przepocone skarpetki do entej potęgi. Naczelny „GW” dodaje:

Niedawno byłem na spotkaniu, gdzie miłośnicy "dobrej zmiany", chcąc wzbogacić debatę o własne przemyślenia, cisnęli w tłum bombę-śmierdziela. Nie porównuję Kaczyńskiego do Hitlera ani siebie do Manna. Porównuję tylko cuchnący język i sposób niszczenia instytucji demokratycznego państwa.


Michnik nie porównuje – ale porównuje. Retoryka aż nazbyt parciana, sofiści obróciliby się w grobach. Ale po co bawić się w słowną szermierkę? Najlepszą lekcję kultury szefowi „Wyborczej” da paryska „Kultura”. I to widziana oczyma współpracownicy „GW” Magdaleny Grochowskiej. Całkiem niedawno ukazała się jej świetnie napisana książka „Jerzy Giedroyc”. Autorka wielokrotnie na jej kartach zwraca uwagę, że to właśnie twórca „Kultury”, obdarzony znaczną społeczną wrażliwością, marzył o powojennej Polsce pozbawionej olbrzymich nierówności materialnych i kulturowych, Polsce wolnej, ale faktycznie otwartej na klasę ludową, realizującej faktycznie, a nie pod sowieckie dyktando, zasady społecznej sprawiedliwości. Mógłbym cytować zdanie za zdaniem, ale sądzę, że starsze pokolenie agorowego establishmentu świetnie o tym wszystkim wie. Tylko woleli to przemilczeć przez dekady budowania III RP, sprzeniewierzając się własnym nauczycielom z Maisons-Laffitte.

To jest wasza demokracja

Czy „Kultura”, gdy broniła socjalnych aspektów PRL u przed londyńską emigracją, reprezentowała typ narodowosocjalistyczny? Czy „Kultura”, która wskazywała, że II Rzeczpospolita była państwem głęboko niesprawiedliwym społecznie, była pismem socjalnych populistów? To groteskowe pytania – bo odpowiedź jest prosta: Giedroyc i jego środowisko dobrze sobie przyswoili nie tylko twórczość Stefana Żeromskiego i Stefana Brzozowskiego, ale i powojenną lekcję odbudowującej się z gruzów zachodniej Europy, opartej na państwie dobrobytu, solidaryzmu społecznego i ekonomicznego bezpieczeństwa jak najszerszych grup społecznych. Adam Michnik et consortes wybrali sobie zupełnie innych idoli.

Niech piewcy brutalności terapii szokowej nie płaczą dziś w mankiet, że są ostro traktowani przez pokolenie wyrosłe w darwinizmie społecznym. To nie motłoch dał wygraną PiS owi, to sprawili rozzłoszczeni – ludzie, którzy nie chcą się napawać mitem wzorcowej transformacji, ponieważ na własnej skórze się przekonali, że taka nie była. Jeśli pan Adam nie dowierza, niech przeczyta choćby książkę dr. Piotra Bindera o post-PGR-owskich społecznościach, albo pracę dr Sylwii Urbańskiej o Polkach z klasy ludowej, które w latach 90. i później musiały masowo wyjeżdżać z kraju za chlebem, żeby ratować byt swoich rodzin. Ale szef „GW” pewnie czytał wcześniej książki Davida Osta – i najwyraźniej mało z nich pojął.

Dorotę Gardias, przewodniczącą Forum Związków Zawodowych, jedną z liderek Białego Miasteczka za pierwszego rządu PiS u, trudno podejrzewać o większe sympatie do obecnej władzy. Dziś zwraca się także do Adama Michnika:

„Mówicie o wspólnocie? O sprawiedliwości? A czy sprawiedliwym było przesłanie – zmień pracę i weź kredyt? Czy sprawiedliwe było podnoszenie wieku emerytalnego wbrew woli milionów ludzi? Czy sprawiedliwa była komercjalizacja szpitali? Ile razy w ciągu ostatnich 25 lat pogardziliście słabszym, mniejszym, słabiej zarabiającym? Dzisiaj chcecie bronić demokracji, a zapomnieliście o milionach Polek i Polaków – mówiliście im o zielonej wyspie, o silnej pozycji Polski w Europie w czasie, gdy ludzie żyli na skraju nędzy. Wy uważaliście, że to tylko i wyłącznie ich wina – ich niezaradności, braku ambicji. Obecni obrońcy demokracji, od zawsze pogardzaliście dialogiem – pracownicy pamiętają upadek Trójstronnej Komisji. Przez kilkanaście lat nie chcieliście rozmawiać ze związkowcami, którzy broniąc fundamentalnych zasad demokracji zostali pokazani jako grupa roszczeniowych nieudaczników. Nie chcieliście być po stronie pracownika. Kodeks Pracy, ustawę o związkach zawodowych traktowaliście jako zło konieczne”.


Wolność... Ale jaka?

Polki i Polacy odrzucają narrację liberalnej części elit, bo znaczna ich część, rozleniwiona własnym dobrobytem, zobojętniała na rzeczywiste, a nie wyobrażone losy społeczeństwa. Młodsze roczniki nie chcą żyć legendą wolności wywalczonej wśród brzęku kieliszków wódki w Magdalence i pośród szeptów przy podstolikach przy Okrągłym Stole. Moralne szantaże pod adresem roczników, które mało już pamiętają z PRL u, to trochę zbyt mało dla utrzymania rządu dusz. A do tego od dawna sprowadza się ideologiczny przekaz piewców III RP.

To arogancja i ignorancja ludzi takich jak Adam Michnik doprowadziły w znacznej mierze do współczesnego rozłamu w Polsce. Weekendowe demonstracje potwierdzają jedynie przeczucie, że powrót do władzy gorliwych czytelników/czytelniczek „Wyborczej” równałby się przywróceniu przedwyborczego status quo. A to oznaczałoby powrót do demokracji, w której państwo i rynek były dość dobre dla nielicznych i nastawione na bezpardonowy wyzysk znacznej części społeczeństwa na dorobku. Wyzysk często uprawiany w białych rękawiczkach, co z roku na rok coraz lepiej rozumieją wielkomiejscy robotnicy umysłowi, by użyć staroświeckiego terminu Jana Wacława Machajskiego. Demokracja bez solidaryzmu społecznego nie działa. Ale trudno, żeby pojmowali ten fakt budowniczowie realnego liberalizmu, ludzie, którzy wciąż napawają się mitem wzorcowej transformacji – choć są już całkiem liczne dowody na to, że wcale taka wzorcowa nie była.

Prawo i Sprawiedliwość nie wygrało dzięki pospólstwu, wygrało dzięki ludziom z różnych warstw społecznych, którzy przestali wierzyć w pewną wersję opowieści o swoim kraju. Młodsze roczniki w swojej większości nie są przeciwnikami demokracji ani swobód obywatelskich. Nie godzą się natomiast, żeby krytykę III RP zbywano w tak marny, a momentami podły sposób, jak robił to przez dekady liberalny salon, w którym pan Adam ma nie tyle stolik, co własną lożę, bodaj największą w tamtych okolicach.

Panie Adamie, śmierdzi Panu współczesny teatr polityczny. Ale Pan sam zdążył przez te lata spocić się między jedną a drugą polityczno-biznesową grą. Przy okazji: może poprosi Pan Leszka Balcerowicza, żeby zmienił skarpety i przewietrzył myślenie, bo w świecie przeoranym przez realny liberalizm wciąż papla o groźbach socjalizmu? Straszną ma chyba traumę po latach spędzonych w PZPR. Dziś to Pana i Pana przyjaciółki i przyjaciół czuć strachem. Może sądzi Pan inaczej, ale coraz mniej liczni wierzą, że ten strach bierze się z waszej troski o kraj.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Agora #Adam Michnik

Krzysztof Wołodźko