Nie chcę popadać w patos, nie mogę jednak nie zauważyć, że miniony tydzień okazał się czasem, w którym mocno zaczęła się przebijać nieprzyjemna, lecz niezbędna dla uzdrowienia sytuacji w Polsce prawda.
Stało się to za sprawą doniesień na temat ekshumacji kolejnych ofiar katastrofy smoleńskiej, lecz również za sprawą dyskusji o wydarzeniach z 4 czerwca 1992 r. i o trzy lata wcześniejszych wyborach. Zważywszy na wciąż odczuwane konsekwencje tych wydarzeń, nie można nazwać ich historycznymi, jednak i te bieżące, jak wybór Polski do Rady Bezpieczeństwa ONZ, pomagają odkłamywać rzeczywistość, dokładniej zaś – narrację o narastającej izolacji Polski. W tym wypadku widać bezsilność komunikacyjną opozycji, która równocześnie stara się umniejszyć sukces naszej dyplomacji i przypisać go własnym działaniom sprzed kilku lat.
Dwa czerwce
Przez wiele lat 4 czerwca utrwalany był jako dzień jednej rocznicy – wyborów z 1989 r. przedstawianych jako symbol wolności i upadek komunizmu, święto demokracji. Starano się pomijać przy tym fakty – jak ten, że były to wybory kontraktowe, w których jedyne, co zależało od wyborców, to czy kandydaci Solidarności zdobędą 35 proc. foteli w Sejmie i cały Senat. Co więcej, zapomina się o tym, że komuniści próbowali podjąć walkę o zmniejszenie stanu posiadania opozycji, wystawiając kandydatów na będące „na wolnym rynku” miejsca w Sejmie, często wyznaczając do tej roli popularnych dziennikarzy ówczesnej TVP.
Wyniki pierwszej tury, w której wyborcy masowo zignorowali głosowanie na kandydatów z PZPR i stronnictw satelickich, pokazały, że komuniści pomylili się w swoich rachubach, zaś poparcie społeczne, którym wówczas dysponowali, było dużo mniejsze od zakładanego. Wiele osób odbierało to wówczas jako wielki sukces Solidarności i niezrozumiała była dla nich pomoc, jakiej ludzie opozycji udzielili, w imię porozumień Okrągłego Stołu, upadającej władzy, by dopuścić jej przedstawicieli do prac parlamentu we wcześniej umówionej proporcji 65 do 35. Konsekwencją wolnych tylko częściowo wyborów było powołanie rządu Tadeusza Mazowieckiego określanego, z wykorzystaniem podobnego nadużycia, pierwszym niekomunistycznym gabinetem. Tymczasem w jego pierwszym składzie znaleźli się generałowie Kiszczak i Siwicki. Jeszcze przez kilka miesięcy nowa władza kierowała PRL-em z orłem bez korony, nad wszystkim zaś górował prezydent, najbardziej krwawa postać spośród czerwonych generałów – Wojciech Jaruzelski. Bezpieka chroniła stan posiadania, kopiując i niszcząc dokumenty, w kraju szalała inflacja, a ludzie zaczynali tracić pracę i resztki socjalnego bezpieczeństwa. Rozpoczął się nowy etap kolonizacji kraju i fraternizacji elit Solidarności, (post)komunistów i służb specjalnych.
Gdy dziś sympatycy KOD-u pytają, dlaczego nie potrafimy lub nie chcemy świętować tamtego czerwca, tu właśnie jest odpowiedź. Nadzieje zwykłych ludzi pogrzebane zostały szybko, co skończyło się powrotem lewicy do władzy. 4 czerwca 1989 r. był więc początkiem rozłożonego na raty końca marzenia z 1980 r. Czy był końcem komunizmu? Przedstawiać go tak próbują zwłaszcza ci, którzy najbardziej dbali o to, by komunistów nie spotkała krzywda, ci zaś mogą im śmiać się prosto w twarz, dzieląc ten śmiech z sympatykami prawicy, jak to ma miejsce w wypadku Włodzimierza Czarzastego. I gdy Władysław Frasyniuk pisze, że z kolegami pokonali komunistów, Czarzasty może spokojnie odpisać, że nie tyle pokonali, co się zwyczajnie dogadali, Leszek Miller zaś mówi o „rozwiązaniu komunizmu za porozumieniem stron”.
Wciąż ten sam podział
Trzy lata później obóz solidarnościowy był już gruntownie podzielony, a choć drogi wielu osób zeszły się jeszcze później w czasach AWS-u, to podczas kilku miesięcy rządów Jana Olszewskiego widać już było pęknięcie, którego odbicie dziś jest główną determinantą polskiej polityki. Korzenie w opozycji demokratycznej lub partii komunistycznej okazały się mniej ważne niż obrona interesów dawnych służb i narosłych wokół nich powiązań politycznych, towarzyskich i gospodarczych, lub odwrotnie – chęć radykalnego zwalczenia tego nowotworu.
Gdy 4 czerwca 2017 r. TVP pokazuje „Nocną zmianę”, na Twitterze większość komentujących zwraca uwagę na podobieństwa narracji dzisiejszej i tej sprzed ćwierćwiecza. Poprawiające się wskaźniki gospodarcze przegrywają z zaklęciami o słabnącej pozycji Polski w świecie czy z hasłami o nienawiści, jaką kierują się rządzący. Podział polityczny z tamtego czasu jest dziś właściwie, poza pojawieniem się ugrupowania Pawła Kukiza, identyczny. Zamiast KLD i Unii Demokratycznej – Platforma, Nowoczesna i KOD, na ogół z tymi samymi osobami, PSL i SLD, a także (przynajmniej w osobach Moczulskiego i Króla) dawny KPN po jednej stronie, po drugiej zaś PiS, będące kontynuacją PC i ROP Jana Olszewskiego. Wszyscy są starsi, lepiej ubrani, ale (poza Stefanem Niesiołowskim) kontynuują ówczesną batalię o losy Polski lub bezpieczeństwo kolejnych pokoleń środowiska komunistycznej agentury.
Kres złudzeń
Dla osób urodzonych, tak jak ja, w drugiej połowie lat 70., 4 czerwca 1992 r. był często bolesną polityczną inicjacją, końcem złudzeń, jakie wbrew wszystkiemu zostały jeszcze w głowach wyjątkowo rozpolitykowanych dzieci, których pierwszym politycznym doświadczeniem były wybory 1989 r. Był to też dla sporej części naszych rodziców, którzy wciąż mieli w pamięci mit Wałęsy czy „Gazety Wyborczej”, moment otwarcia oczu. Ten dramatyczny moment w historii Polski został opisany w książce „Lewy czerwcowy” Jacka Kurskiego i Piotra Semki, a później pokazany w filmie „Nocna zmiana” autorstwa tego pierwszego. Wreszcie o ówczesnej sytuacji, o czym nie należy zapominać, śpiewał Kazik w piosence Kultu, która z książki wzięła tytuł (choć w radiu puszczano ją jako „Panie Waldku, pan się nie boi”), a z filmu pokaźną część teledysku. Dzięki temu wspomnienie o „nocy teczek” obecne było w mediach nawet w czasach niesprzyjających, jak podczas festiwalu w Opolu w 2014 r., gdzie utwór znalazł się w repertuarze podczas koncertu zespołu, gdy o emisji filmu nie można było nawet pomarzyć.
Dziś jednak „Nocna zmiana” pokazywana jest w TVP kierowanej przez autora filmu, pozytywni bohaterowie tamtych dni zaś (poza schorowanym Olszewskim) znów pełnią najważniejsze funkcje w państwie, zmagając się z podobnymi oskarżeniami i kliszami propagandowymi. Dzięki większej niż 25 lat temu dywersyfikacji mediów prawda ma dziś większą szansę na utrwalenie w świadomości Polaków. Jakie jest dziś zadanie Platformy, możemy się domyślić, słuchając wypowiedzi jej polityków o zbiorowych mogiłach, tłumaczenia o potraktowaniu ofiar Smoleńska i mnożących się sprzecznych wersji informacji o statusie Ewy Kopacz podczas tak wątpliwych prac rosyjskich służb medycznych.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Nocna Zmiana
#ekshumacje
#Rada Bezpieczeństwa ONZ
Krzysztof Karnkowski