W sprawach motywowanych politycznie w ub.r. skazano na Białorusi co najmniej 1603 osoby. Łącznie usłyszały one wyrok blisko trzech tysięcy lat pozbawienia wolności – wskazało w najnowszym raporcie białoruskie Centrum Obrony Praw Człowieka "Wiasna", nieuznawane przez reżim Alaksandra Łukaszenki. Wśród skazanych w haniebnych procesach jest polski działacz Andrzej Poczobut, odbywający wyrok ośmiu lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. – Obecny rok pod względem skali represji może być jeszcze gorszy. Każdego dnia dowiadujemy się o przypadkach aresztowań – mówi w rozmowie z portalem Niezależna.pl Aleś Zarembiuk, szef Białoruskiego Domu w Warszawie.
Jak podkreślają obrońcy praw człowieka, 73 proc. skazanych w ub.r. w procesach politycznych na Białorusi to mężczyźni. Oczywiście mowa o udokumentowanych przypadkach. W rzeczywistości skala aresztowań i wyroków może być nawet kilkukrotnie wyższa.
W 2023 roku reżimowe sądy skazały przeciwników dyktatury na łącznie prawie 3 tys. lat pozbawienia wolności.
Wśród skazanych z pobudek politycznych w ub.r. jest polski działacz, członek zdelegalizowanego przez reżim Łukaszenki Związku Polaków na Białorusi (ZPB), Andrzej Poczobut. Polak bezprawnie przetrzymywany jest od 25 marca 2021 r. 8 lutego ub.r. Poczobut został skazany na osiem lat kolonii karnej o zaostrzonym rygorze. Po nieuwzględnionym odwołaniu od wyroku, przebywa w kolonii karnej w Nowopołocku.
W 2023 reżim skazał również m.in. Alesia Bialackiego. Białoruski obrońca praw człowieka, twórca "Wiasny" i laureat Pokojowej Nagrody Nobla za 2022 rok, został skazany przez sąd w Mińsku na karę 10 lat kolonii karnej. Trzej inni aktywiści, współpracownicy Bialackiego, zostali skazani na kary od siedmiu do dziewięciu lat więzienia.
Obecny rok może być jeszcze gorszy pod tym względem. 25 lutego odbędą się na Białorusi wybory parlamentarne, które oczywiście nie mają nic wspólnego z demokratycznym plebiscytem. Nasilenie represji będzie wynikało z faktu, że mogą wystąpić jakieś formy protestów, pojedynczych lub w grupach. Mimo, że mamy totalną falę represyjną i strach w społeczeństwie, mogą wystąpić formy protestu w poczuciu ogromnej niesprawiedliwości, czego obawia się Łukaszenka.
Ostatnio w Wołkowysku, przy granicy z Polską, został zatrzymany mężczyzna, który od 2009 r. mieszka w Polsce. Tu ukończył Uniwersytet Warszawski. Wrócił na Białoruś na święta Bożego Narodzenia, do rodzinnego domu. Tam przyszli po niego ludzie ze służby Łukaszenki i aresztowali. Co kluczowe, zatrzymany nie był członkiem żadnej organizacji politycznej czy ruchu społecznego. Jego jedyną winą miało być to, że wspierał protesty społeczne na Białorusi w 2020 r. W jaki sposób – tego nie wiadomo. To wystarczyło, by został brutalnie zatrzymany w rodzinnym domu przez funkcjonariuszy łukaszenkowskiej policji.
Z kolei przed Nowym Rokiem dostaliśmy informację, że kobieta, która wróciła do domu z Polski, została skazana na 10 lat więzienia. Codziennie dostajemy podobne sygnały.
Nic nie wskazuje, że tych represji będzie mniej. Dwa tygodnie 2024 r. pokazały, że raczej będzie odwrotnie.