Mamy sytuację, w której ewentualna porażką Ukraińców, byłaby też porażką prestiżową Stanów Zjednoczonych z konsekwencjami na dalekim wschodzie - ocenił w rozmowie z Katarzyną Gójską politolog Przemysław Żurawski vel Grajewski. W programie W punkt na antenie Telewizji Republika zwrócił on również uwagę, że Rosja może nie zważać na polską granicę, przy próbie ataku zachodniej Ukrainy oraz, że Unia Europejska wcale nie mówi jednym głosem.
"Warto wskazać na sytuację wewnątrz Unii, gdzie mamy wyraźny podział na wschodnią flankę, włącznie z państwami skandynawskimi, które właśnie wstępują do NATO - Szwecją i Finlandią - jest to obóz, który prze do jak najtwardszej polityki wobec Rosji. Mamy obóz francusko-niemiecko-włoski, niestety także z udziałem Węgier (...), obóz ten prze do jak najszybszego zakończenia wojny. Niemcy są przede wszystkim mocarstwem handlowym, wojna psuje handel, co widać na przykładzie Nord Stream'u. Południe z kolei, ma inne priorytety, śródziemnomorsko-afrykańskie, wojna na wschodzie odciąga od rozwiązywania problemów, które dal tych państw są istotne"
- mówił Żurawski vel Grajewski.
Politolog wskazał również na sytuację w regionach postsowieckich. "Zainstalowany w styczniu przez Rosjan w Kazachstanie prezydent Tokajew, w lutym odmówił już Moskwie poparcia w zakresie inwazji na Ukrainę. Podobnie manewruje Łukaszenka" - stwierdził. W jego ocenie, Białoruś ma problemy w przekonaniu do ataku wojskowych oficerów. "Co innego siedzieć w koszarach, czy straszyć cywilów, a co innego iść pod ogień ukraińskich obrońców" - ocenił. Zwrócił również uwagę na ustępstwa strony ormiańskiej, która dostrzegła słabość Rosji.
"No i wreszcie najważniejszy z graczy, Stany Zjednoczone, które przeznaczyły 40 mld dolarów na pomoc wojskową dla Ukrainy, angażując się tym samym materialnie i prestiżowo. Mamy sytuację, w której ewentualna porażką Ukraińców, byłaby też porażką prestiżową Stanów Zjednoczonych z konsekwencjami na dalekim wschodzie. Zachęcająco by działała na Chiny, aby spróbowały przetestować, czy Amerykanie również nie poradzą sobie w razie zagrożenia z Tajwanu. Innymi słowy, Stany Zjednoczone weszły w grę, w której mogą pokazać, że są, albo nie są w stanie, bronić zaprzyjaźnionych demokracji przed agresją despotycznych mocarstw"
- zauważył politolog.
Pytany przez Katarzynę Gójską o możliwą, wymierzoną w państwa NATO, prowokację militarną ze strony Rosji stwierdził, że jest to możliwe. Politolog wskazał na Litwę, ale zaznaczył, że równie prawdopodobna jest próba odcięcia Ukrainy od dostaw wojskowych z Zachodu.
"Czyli uderzenie po osi Brześć nad Bugiem, Lwów, wzdłuż granicy polskiej. Wtedy oczywiście pod ogniem ukraińskich obrońców, decyzję o tym, czy polskie granice będą respektowane, czy też nie, będą podejmowali dowódcy batalionowych grup bojowych armii rosyjskiej, co do których myślę, że nie powinniśmy mieć iluzji w zakresie poszanowania prawa międzynarodowego"
- ocenił. Jak dodał, państwa wschodniej flanki NATO oraz Unii Europejskiej doskonale to rozumieją, więc presja Rosji, nie będzie skuteczna.