Z najświeższych informacji Sztabu Generalnego wynika, że o godz. 22 we wtorek w nocy napłynęły pierwsze komunikaty o masowym ataku rosyjskich dronów i rakiet na Ukrainę. Ok. godz. 23.30 odnotowano pierwsze naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej. Ostatnie odnotowano ok. godz. 6.30. Odnotowano i precyzyjnie namierzono co najmniej 20 przekroczeń. Warto zaznaczyć, że nie są to ostateczne dane.
❗️W wyniku dzisiejszego ataku Federacji Rosyjskiej na terytorium Ukrainy doszło do bezprecedensowego w skali naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez obiekty typu dron. Jest to akt agresji, który stworzył realne zagrożenie dla bezpieczeństwa naszych obywateli.
— Dowództwo Operacyjne RSZ (@DowOperSZ) September 10, 2025
Na… pic.twitter.com/w9ygKlRh8V
Podczas wystąpienia w Sejmie premier Donald Tusk, poinformował, że po raz pierwszy drony nadleciały bezpośrednio ze strony Białorusi.
Najprawdopodobniej zestrzelono cztery lub więcej dronów. Potwierdzone są jak dotąd trzy przypadki. Kolejne są trudne do zweryfikowania ze względu na panujące trudne warunki pogodowe. Sprawdzenie tego trwa od godzin nocnych.
"Czerwona linia została przekroczona"
W rozmowie z portalem Niezależna.pl gen. Dariusz Wroński, były dowódca wojsk aeromobilnych, wskazuje, że w nocnym rosyjskim ataku na Ukrainę użyto ok. 400 bezzałogowców i rakiet dalekiego zasięgu.
Celem były duże ukraińskie miasta. Po hipotetycznej trajektorii ich lotu, widać, że pewna grupa odłączyła się od bezpilotowych sił uderzeniowych i skierowała w kierunku Polski.
– dodaje.
Od wielu miesięcy widać było narastającą tendencję do naruszania polskiej przestrzeni powietrznej. Najpierw był to jeden dron, potem dwa, następnie pojawiły się dwa białoruskie śmigłowce. Niedawno ostrzegaliśmy, że nad Polskę może wtargnąć równocześnie więcej niż jeden czy dwa bezzałogowce. I niestety, tak się dzisiaj stało.
– uzupełnia.
Rosja przekroczyła czerwoną linię. Wyzwoliło to wolę walki u polskich żołnierzy. Dowódcy zapowiedzieli, że w razie zagrożenia, reakcja będzie natychmiastowa i adekwatna. I tak właśnie się stało. Co ważne, musimy nie tylko odpowiednio reagować, ale też przewidywać, co się może wydarzyć. Zawsze musimy być o krok przed przeciwnikiem i zagrożeniem.
– wskazuje gen. Wroński.
Ważne, że działa system wymiany informacji między Polską a Ukrainą. We wszystkich tego typu sytuacjach mieliśmy informacje, że dany obiekt zmierza w stronę naszego kraju. Daje nam to szansę lepszego przygotowania się, szybszego przechwycenia informacji, która pojawi się na radarach, uruchomienia sił i środków, które dyżurują, łącznie z poderwaniem w powietrze myśliwców, będących w gotowości 24 godziny na dobę. One potrzebują kilku minut, by znaleźć się w powietrzu. Automatycznie informacje na temat sytuacji w przestrzeni powietrznej dochodzą też do Centrum Połączonych Operacji Powietrznych (CAOC) w Niemczech. Następnie otrzymuje je polskie Centrum Operacji Powietrznych – Dowództwo Komponentu Powietrznego. Wówczas Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych zbiera informacje ze wszystkich stanowisk dowodzenia. Są one analizowane i wtedy pada jednoznaczna decyzja o naruszeniu przestrzeni powietrznej lub aktu agresji. Wydawana jest komenda zestrzelenia obiektu.
– wyjaśnia ekspert.
To było klasyczne testowanie reakcji NATO. I tu Moskwa dostała potężny policzek. Natychmiast zadziałały procedury, w bardzo krótkim czasie podjęto decyzje. Zagrożenie zostało wyeliminowane. Rosja prawdopodobnie liczyła na inny scenariusz.
– kończy.