- Zapasowego samolotu nie dano, w związku z tym tak struktura została zrealizowana, żeby pan prezydent musiał polecieć samolotem, który był przygotowany do zniszczenia. Nie twierdzę, że ci, którzy to robili, musieli o tym wiedzieć. Może nie wiedzieli, nie wiem, ale to zrobili. Podobnie jak wcześniej sprawiono, że przekazano ten samolot do naprawy, do firmy przyjaciela pana Putina, związanego ze służbami specjalnymi - powiedział Antoni Macierewicz, przewodniczący podkomisji smoleńskiej, odpowiadając na pytanie reportera Niezalezna.pl.
Antoni Macierewicz, przewodniczący podkomisji smoleńskiej, zaprezentował podczas konferencji w Sali Kolumnowej w Sejmie prezentację na temat tragedii smoleńskiej. Padło w niej sformułowanie, że na każdym etapie śledztwa było ono utrudniane przez Rosjan, ale również przez pewne siły w Polsce. Dziennikarz Niezalezna.pl poprosił Macierewicza o bardziej szczegółowe objaśnienie tej kwestii.
"Po pierwsze ta sprawa jest publicznie znana i przywoływałem ją na początku naszego spotkania. Mówiłem o raporcie, uwagach Rzeczpospolitej Polskiej przekazanych do Rosji w grudniu 2010 roku jednoznacznie stwierdzających że kłamstwem, oszustwem i nieprawdą jest teza, że to polscy piloci byli winni, zeszli zbyt nisko, w coś uderzyli i doprowadzili do katastrofy. To wysłał pan Donald Tusk. Na jego polecenie to wysłano do pana Putina. Potem zaczął się miesiąc negocjacji. Po miesiącu pan Tusk do dnia dzisiejszego powtarza oszustwo, kłamstwo, nieprawdę. To jest, z mojego punktu widzenia, istotne wskazanie na tę refleksję"
Następnie wskazał, że "tych działań jest nieporównanie więcej - tym działaniem było np. to, że nie zrealizowano podstawowych instrukcji, które zobowiązywały właśnie urząd premiera RP do zagwarantowania zapasowego samolotu, tego samolotu nie dano".
"Zapasowego samolotu nie dano, w związku z tym tak struktura została zrealizowana, żeby pan prezydent musiał polecieć samolotem, który był przygotowany do zniszczenia. Nie twierdzę, że ci, którzy to robili, musieli o tym wiedzieć. Może nie wiedzieli, nie wiem, ale to zrobili. Podobnie jak wcześniej sprawiono, że przekazano ten samolot do naprawy, do firmy przyjaciela pana Putina, związanego ze służbami specjalnymi. Cały remont samolotu był realizowany w oparciu o kontrole przez służby rosyjskie, nie polskie"
Poinformował też, że "jest dokument stwierdzający, że na dwa tygodnie przed wylotem samolotu służby ówczesne wojskowe podporządkowane panu Tuskowi stwierdziły, że one tego nie będą robiły, niech służby rosyjskie kontrolują - służby rosyjskie były dla nich bardziej wiarygodne niż oni sami".
"Wreszcie konwencja chicagowska, czyli decyzja o tym, że zrezygnowano z umowy polsko-rosyjskiej, która gwarantowała wspólne badania takiej tragedii. Oddano wszystko – zarówno działania, jak i kontrolę materiałów, które tam zostały po dzień dzisiejszy, stronie rosyjskiej. To jest konsekwencja konwencji chicagowskiej. Pan Donald Tusk miał pełną wiedzę na ten temat i podjął ją po 5 minutach rozmowy z panem Putinem przed godziną 11 10 kwietnia 2010 roku"
Do pytania reportera Niezalezna.pl odniósł się też prof. Wiesław Binienda.
"Dodam do tego ludzi, którzy w Sejmie zagłosowali przeciwko sprowadzeniu wraku do Polski, żeby umożliwić prawidłową analizę wszystkich szczątków, jakie zostały w Smoleńsku. Te szczątki tam są nadal, łącznie z czarnymi skrzynkami i innym dowodami. Osoby, które zdecydowały swoim głosem w Sejmie, mają krew na rękach, podobnie jak wszyscy inni. Ci, którzy utrudniają śledztwo, współdziałają z tą osobą, która zdecydowała się na tą operację"