- Wiele wyroków polskich sądów nie jest wykonywanych na terenie Niemiec, a wyrok Federalnego Trybunału Sprawiedliwości z 2018 roku sankcjonuje ten proceder. Po co więc wysiłek i robota polskich sądów? Moim zdaniem to jest takie „plunięcie naszym sędziom w twarz” - powiedziała w rozmowie z Niezalezna.pl poseł (PiS) Iwona Arent, autorka interpelacji do premiera Morawieckiego, w której m.in. postuluje skierowanie przez polski rząd skargi do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka lub do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Niemal pięć lat temu w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie zapadł wyrok, na mocy którego niemiecka telewizja ZDF została zobowiązana do przeprosin Karola Tendery za sformułowanie „Auschwitz polskim obozem zagłady”. Wykonanie wyroku na terenie Niemiec udaremnił jednak Federalny Trybunał Sprawiedliwości w Karlsruhe (BGH) w 2018 roku. Niemieccy sędziowie uznali, że kłamstwo zawarte w określeniu „polskie obozy” są „cudzą opinią”. Według BGH, telewizja ZDF poprzez wykonanie obowiązku przeprosin byłaby zmuszona do publikacji i sygnowania „cudzej opinii”, naruszając tym samym konstytucyjne normy niemieckiego prawa – czyli wolność od głoszenia „cudzych opinii”.
Prawnicy stowarzyszenia Patria Nostra, a także posłanka (PiS) Iwona Arent postanowili jednak działać dalej. Parlamentarzystka złożyła do premiera Morawieckiego interpelację poselską, w której postuluje skierowanie skargi do TSUE lub ETPCz, by podważyć wyrok Federalnego Trybunału Sprawiedliwości w Karlsruhe. TUTAJ LINK
W rozmowie z Niezalezna.pl poseł przypomniała wieloletnią walkę stowarzyszenia Patria Nostra o prawdę historyczną, która zaowocowała m.in. korzystnymi wyrokami sadów polskich, a także sądów niemieckich niższych instancji (w przypadku sprawy byłego więźnia Auschwitz Karola Tendery, który domagał się przeprosin od niemieckiej telewizji ZDF za użycie sformułowania „polskie obozy zagłady”-red.), jednak przyznała, że „stanęliśmy teraz wszyscy pod ścianą”.
Jak dodała, podczas obrad Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, zadając pytanie w tej sprawie niemieckiemu ministrowi spraw zagranicznych Heiko Maasowi ws. orzeczenia Federalnego Trybunału Sprawiedliwości w Karlsruhe (BGH) z 2018 roku nie otrzymała wyczerpującej odpowiedzi, ze względu na zdalną formułę tego spotkania i ograniczenia czasowe.
- Właściwie nie ma odpowiedzi na pytanie które zadałam. Myślałam też, aby przez Radę Europy przeforsować jakąś dyrektywę w tej sprawie, ale uznałam, że to nie przejdzie, a poza tym ewentualne jej uchwalenie nie będzie miało wiążących skutków prawnych dla niemieckiego wymiaru sprawiedliwości
- relacjonowała.
- Obecnie pozostała jedynie skarga do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka lub do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej – dodała.
Według posłanki, jest to obecnie jedyna szansa na sprawiedliwość „nie tylko w tej sprawie, ale także w innych sprawach, dotyczących dobrego imienia Polski”. - Mam nadzieję przekonać pana premiera, że to jest dla nas wszystkich, dla Polaków bardzo ważna kwestia – tłumaczyła poseł Arent.
- Widzimy przecież, że Unia Europejska też stosuje wobec nas takie „chwyty” niekoniecznie w porządku, dlaczego więc my nie mamy zawalczyć o nasze, naszych obywateli elementarne prawa? – zastanawiała się nasza rozmówczyni.
- Jeżeli polski sąd wydaje wyrok, dotyczący polskiego obywatela, a więc obywatela Unii Europejskiej, to ten wyrok powinien być uznawany przez sądy innych państw członkowskich. Ta kwestia może też dotyczyć innych spraw, np. dotyczących opieki nad dziećmi
- wskazała.
Podkreśliła, że trudno sobie wyobrazić „co by się działo, gdyby polski Sąd Najwyższy uznał, że nie musimy w Polsce wykonać jakiegoś wyroku sądu niemieckiego. - Byłaby afera na całą Europę - mówiła.
Według niej, sprawa jest także ważna w kontekście polskich roszczeń odszkodowawczych z tyt. strat poniesionych przez Polskę w czasie II wojny światowej.
- Wiele wyroków polskich sądów nie jest wykonywanych na terenie Niemiec, a wyrok Federalnego Trybunału Sprawiedliwości z 2018 roku sankcjonuje ten proceder. Po co więc wysiłek i robota polskich sądów? Moim zdaniem to jest takie „plunięcie naszym sędziom w twarz”
- oceniła Iwona Arent.
Przyznała jednocześnie, że polscy sędziowie mogą się obawiać orzekania w tego typu sprawach, czego przykładem może być pytanie prejudycjalne do TSUE ws. jurysdykcji, które wystosował sędzia w związku z pozwem 96-letniego Stanisława Zalewskiego przeciwko bawarskim mediom.