Gdy Szaweł został Pawłem, nie milczał do końca życia z powodu swoich win, a pisał Listy Apostolskie. Kiedy Kmicic stał się Babiniczem, to nie po to, by zaszyć się na zawsze w smolarni Kiemliczów, a bić Szweda. Melchior Wańkowicz nie dlatego wyciągał z więzienia Sergiusza Piaseckiego, przemytnika narkotyków, który odsiadywał tam 15-letni wyrok za napad rabunkowy w stanie odurzenia, by ten miał milczeć, lecz aby napisał powieści tłumaczone na wiele języków, o antykomunistycznym wydźwięku. Zarówno chrześcijaństwu, jak i polskiej kulturze obca jest kara za odpokutowane już winy, polegająca na milczeniu do końca życia o sprawach publicznych. Tego u nas nie było. Aż do czasu, gdy powstała Gazeta Wyborcza. Stosująca ją wybiórczo – tylko wobec tych, których uzna za wrogów – pisze dla portalu Niezależna.pl Piotr Lisiewicz, autor programu „Wywiad z chuliganem”, w którym pokazana została niesamowita historia życia Witolda Newelicza.
Byli sobie komuniści i był Witek Newelicz. Komuniści trzymali własny naród w niewoli na rozkaz Moskwy, nie cofając się przed morderstwami. Witek, chłopak z domu dziecka, od nastolatka, radykalnymi środkami walczył z komuną. Komuniści po 1989 r. zostali elitą finansową. Witek kasy nie miał, uzależnił się od narkotyków i produkował je. Komuniści nigdy nie wyznali prawdy i nie zostali ukarani nawet za najgorsze zbrodnie. Witek odbył karę 5 lat więzienia, potem 11 lat pracował fizycznie. Opowiedział publicznie prawdę o swoich błędach. Komunistom należy się wybaczenie, gruba kreska i normalne uczestnictwo w życiu publicznym. Witek do końca życia powinien trzymać się od działalności w polskich sprawach. Oto rozumowanie Gazety Wyborczej w pigułce.
Ktoś powie, że każdy ma prawo do swoich ocen. To prawda, ale w III RP podobne zafałszowania moralne nie kończyły się na ocenach. To się przekładało na funkcjonowanie sfery publicznej, ale i prawa. Nie tylko w sensie nierozliczenia komunistycznych zbrodni. To, że ci, co mają „mamę prokuratorkę” nie idą siedzieć np. za narkotyki, było w latach 90. w naszych rocznikach wiedzą oczywistą, wręcz potoczną, znaną na każdym osiedlu czy dzielnicy. Mamę prokuratorkę, tatę sędziego, dziadka I sekretarza, wujka milicjanta itp.
W przypadku Witka Newelicza mamy do czynienia z przeniesieniem tej nierówności na prawo do wykonywania określonych zawodów. To co, że jest niekarany, nieważne, że odsiedział i odpokutował, jest antykomunistą, to należy potraktować go gorzej, niż innych. Bardziej znany redaktor nie jest już winny wymuszenia rozbójniczego, bo się zatarło. Inny, też znany, może pisać książki o heroinie. A Newelicz ma milczeć.
W Gazecie Wyborczej wypowiada się na ten temat Maciej Gawlikowski, dziennikarz, były działacz KPN: „Uważam, że nie mają moralnego prawa uczestniczyć, jakby nigdy nic, w życiu publicznym. Niech uczciwie żyją po wyrokach, ale z dala od świecznika”. To samo stwierdza Paweł Sabuda: „Po tym, co robił, nie wolno mu się angażować w życie publiczne (…) Nie ma znaczenia, czy od tego czasu upłynęło lat 15 czy 150, bo to decyzja dożywotnia”.
W marcu zmarła Teresa Majchrzak, Mama Piotra Majchrzaka, zamordowanego w stanie wojennym 19-latka. Przez wiele lat organizowałem wspólnie z Panią Teresą rocznicowe manifestacje pod upamiętniającym jej syna kamieniem. Były one jednocześnie protestem przeciwko bezkarności morderców. Pani Teresa, której Jan Paweł II powiedział, że jej syn jest już u Pana Boga mówiła, że chce im przebaczyć. I wskazywała najlepszą do tego drogę: wyznanie winy, kara, przebaczenie.
To jest droga niełatwa, szczególnie gdy wina niemała, ale dająca nadzieję. I Witek przeszedł tę właśnie tę trudną drogę. Mówił w „Wywiadzie z chuliganem” o ludziach, którzy byli na tej jego drodze więziennymi przewodnikami: „Jarek Timoszuk, który się zajmuje resocjalizacją przez kulturę. Tam też trafiłem w Strzelcach Opolskich na Józka Krawca, księdza, animatora Barki, który resocjalizował przez Chrystusa. Ten dualizm dawał jakieś efekty, ja się tam odnalazłem”.
Zdecydowana większość dawnych znajomych Witka Newelicza nie tylko życzy mu powodzenia, ale uważa, że znalazł się w miejscu, w którym powinien znaleźć się wiele lat wcześniej, gdyby inaczej potoczyłaby się historia Polski. Do tego predestynowały go zdolności i charyzma z dawnych czasów.
Nie jest tajemnicą, że Witka potępiają ci, którzy są dziś po drugiej stronie politycznej barykady. To potępienie wynika więc z polskich podziałów w 2021 r., a nie tego, co było kiedyś. Ktoś powie, że to banalne, ale jednak nie całkiem. Bo na tę sprawę – dopowiedzmy to – nakłada się inny krakowski konflikt. Otóż wielu dawnych opozycjonistów ma pretensje do Macieja Gawlikowskiego, że jako autor książki „No Future! Historia krakowskiej FMW” oraz filmu o Konfederacji Polski Niepodległej „Pod prąd” wygumkował z historii zasługi Witka Newelicza. Bez najmniejszego problemu napisać mogę tekst z wypowiedziami kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu osób, które uważają, że Gawlikowski postąpił w tej sprawie niewłaściwie.
Co więcej, twierdzą oni, że Gawlikowskiemu nie w smak jest pojawienie się Witka w Telewizji Republika, bo okazało się teraz, że wygumkował z historii nie jakiegoś narkomana, osobę przegraną i potępioną, a znowu coś znaczącą. W Krakowie osób, którym jest to nie w smak, jest więcej i przeważnie są to dawni antykomuniści, którzy przeszli na drugą stronę barykady.
Jak opowiadają moi rozmówcy, niektórzy spośród nich wręcz rozpowiadają, że ktoś powinien sprawdzić, czy Prokuratura oraz sądy nie pomyliły się i czy Witek nie miał na sumieniu jeszcze jakiś innych win. O tym, że nie był ociekającym kasą baronem narkotykowym niby wszyscy wiedzą, ale co by szkodziło, żeby jakiś tam pomniejszy naśladowca Bertold Kittela przepytał filmowanych od tyłu narkomanów (będą w dredach czy łysi?), którzy zmienionym głosem wyznają, że było odwrotnie…
I jeszcze jedna uwaga porządkująca. „Wywiad z chuliganem”, mój program, w którym wystąpił Witek, ma swoją specyfikę. Ma być programem, jakiego w mediach III RP nie było: o polskim buncie wszystkich pokoleń. Ale nie o buntownikach z okładek kolorowych magazynów, czy muzykach żyjących z buntu. Często o tych, co w PRL i III RP pozostali na marginesie.
Od 15 lat w miesięczniku „Nowe Państwo” opisuję postacie z II Rzeczpospolitej – pisarzy, artystów, kabareciarzy, sportowców – którzy trafili po 1945 r. na wygnanie i tworzyli tam namiastkę wolnej Polski. „Wywiad z chuliganem” jest niejako ciągiem dalszym tej opowieści. Pokazuję ludzi niedopasowanych do komunizmu, do III RP, do zakłamania pseudoelit, powstałych w wyniku zniszczenia dawnej Polski. Ich bunt przybierał formy lepsze lub gorsze, byli bohaterami lub błądzili, ale nie zgadzali się na świat dookoła. Warunkiem zaproszenia do programu nie jest to, by mieli zawsze rację, to jest nawet niemożliwe, wszak gościłem w nim mocno zantagonizowanych narodowców i anarchistów.
Program jest mocno biograficzny, skupia się na drodze życiowej gościa, stąd pretensje, że „robię z kogoś bohatera”, są chybione, to po prostu taka formuła. I by nie powielać błędu Macieja Gawlikowskiego dodam tu, że Witek nie był jedynym liderem okupacji Komitetu Krakowskiego PZPR, o którym rozmawialiśmy, drugim był Jerzy Jajte-Pachota.
Mottem programu mógłby by być cytat z „Piosenki o perspektywie” lewicowego poznańskiego artysty Macieja Roszaka: „Łatka wariata nie przeszkadza mi,/ choć zamyka częściej niż otwiera przede mną drzwi/ Tam gdzie otwiera, warto wchodzić, zaś tam gdzie nie/ Nie ma czego tu żałować, bo tam i tak nie zamierzałem wejść./ Myślę, że wszystko na głowie stoi tu. Wyżej się ceni to, co służy złu./ Zaś to co dobru służy, to w pogardzie jest,/ jeśli kasy nie przynosi i nie błyszczy tak, by wszystkich w koło oślepiło fest”.
No to trochę prowokacyjnie na koniec. W polemikach dotyczących Witka Newelicza z tamtej strony pada co jakiś czas kpiące: to ma być wymiana elit i to właśnie ta nowa elita, cha, cha. Aż chce się powiedzieć: tu was boli. Tak, myślę że jest trochę w tym prawdy, że bliżej do statusu elity tym, którzy nie akceptowali niesprawiedliwości III RP, niż podpisującymi się licznymi tytułami i stanowiskami konformistom. Tak, te hierarchie powinny lec w gruzach, bo są zafałszowane.
Pisze Michał Olszewski z „GW”, że Newelicz jest „kompletnym dyletantem” i z nadęciem cytuje żartobliwą uwagę Witka, że bezcenną wiedzę o tym, co telewizje mogą robić z ludźmi, zdobył obserwując przez pięć lat, jak wpływają on na rozmowy więźniów. Jakieś mało pewne siebie są te wypowiedzi redaktorów „GW”. Przecież powinni cieszyć się, że Telewizja Republika zatrudnia „dyletanta”. A może nie cieszy ich to, tylko niepokoi, bo wiedzą, że gdyby transformacja nie przebiegała według modelu sowieckiego, to wielce prawdopodobne, że Witold Newelicz znalazłby się tam, gdzie Mariusz Walter, a Mariusz Walter tam gdzie Witold Newelicz?