Coraz więcej sygnałów wskazuje na to, że polska służba zdrowia znalazła się w najtrudniejszym momencie od lat. Minister zdrowia Jolanta Sobierańska-Grenda potwierdziła publicznie, że w przyszłorocznym budżecie Narodowego Funduszu Zdrowia zabraknie około 14 miliardów złotych. W 2026 roku deficyt ma wzrosnąć do 23 miliardów. To kwoty, których nie da się zrównoważyć bez dodatkowego wsparcia budżetowego.
Jeśli nie zostaną uruchomione nowe źródła finansowania, system nie udźwignie kosztów leczenia pacjentów
– przyznała wprost szefowa resortu zdrowia..
Z takim stanowiskiem zgadzają się przedstawiciele całego sektora: samorządów, związków zawodowych, izb lekarskich i dyrektorów szpitali. Wspólnie wystosowali do premiera Donalda Tuska apel o pilne działania i objęcie nadzorem rządowym finansowania ochrony zdrowia.
Trzeba będzie zamykać szpitale
Sygnatariusze ostrzegają, że brak decyzji doprowadzi do ograniczenia dostępności świadczeń, wstrzymania planowych zabiegów i zamykania oddziałów. W ich ocenie grozi nam scenariusz, w którym coraz więcej pacjentów zostanie bez realnego dostępu do leczenia.
Sytuację pogarsza ustawa o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia. Zgodnie z nią co roku, 1 lipca, rosną płace lekarzy, pielęgniarek, ratowników i farmaceutów. Wskaźnik waloryzacji opiera się na danych GUS, a więc rośnie automatycznie, nawet gdy finansowanie NFZ pozostaje bez zmian. Oznacza to, że szpitale ponoszą coraz wyższe koszty, których nie są w stanie pokryć z aktualnych kontraktów. Ministerstwo Zdrowia przyznaje, że bez zwiększenia dotacji z budżetu państwa Fundusz nie zdoła zrealizować wszystkich ustawowych zadań.
Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę
We wrześniu prezes NFZ Filip Nowak informował, że plan finansowy Funduszu na 2025 rok został zwiększony o około 13 miliardów złotych w stosunku do pierwotnej wersji. To jednak nie wystarczy, żeby pokryć potrzeby. W projekcie budżetu na 2026 rok zaplanowano dotację w wysokości 26 miliardów złotych, ale dokumentu nie zaakceptował minister finansów, uznając, że założenia są zbyt optymistyczne. W praktyce oznacza to, że nawet jeśli środki zostaną zwiększone, luka finansowa i tak pozostanie ogromna.
Balansujemy na granicy wytrzymałości
Co gorsze, problem nie ogranicza się do płac. Szpitale sygnalizują gwałtowny wzrost kosztów energii, leków i sprzętu medycznego. Część placówek już teraz notuje straty, a kolejne miesiące mogą przynieść konieczność redukcji etatów i zamykania oddziałów. W ocenie ekspertów system ochrony zdrowia balansuje na granicy wydolności. W wielu regionach zaczyna brakować personelu, a pacjenci czekają na specjalistę nawet kilka miesięcy. W takich warunkach każdy dodatkowy wzrost kosztów może być punktem krytycznym.
Środowiska medyczne ostrzegają, że dalsze zwlekanie z decyzjami doprowadzi do sytuacji, w której niektóre szpitale przestaną przyjmować pacjentów. W apelu skierowanym do rządu napisano wprost: „Bez natychmiastowego wsparcia finansowego system ochrony zdrowia w Polsce czeka zapaść”. Autorzy wniosku podkreślają, że to już nie ostrzeżenie, lecz realne zagrożenie dla ciągłości leczenia.