We Włoszech temat Flotylli Sumud (słowo „sumud”, jak wyjaśnia prasa w Italii, to termin arabski, oznacza zaś „opór”, „nadzieję na zmiany”, „solidarność”) rozgrzał media z kilku powodów. Po pierwsze z racji obecności włoskich łodzi i włoskich aktywistów w tej małej armadzie, a po drugie z racji kosztów i problemów, jakie lewicowi, propalestyńscy działacze przysporzyli państwu włoskiemu.
Po pierwsze trzeba było wysłać do ich ochrony okręty – a zaangażowanie dwóch korwet w czasie misji morskiej to potężne koszty. Po drugie doszło do zwarć w parlamencie i na ulicach włoskich miast – od Mediolanu po Rzym propalestyńscy, lewicowi manifestanci związani z Antifą, starli się z policją. Wreszcie, w ostatni piątek doszło do wielkich manifestacji związków zawodowych i lewicy, w kwestii poparcia dla Flotylli, oraz w proteście w związku z „łamaniem konstytucji”. Premier Giorgia Meloni nazwała to wszystko jedną wielką hucpą, oraz próbą zrobienia sobie „długiego weekendu” i celnie podsumowała całe to szaleństwo: „próbują pod przykrywką walki o sprawy palestyńskie załatwiać nasze wewnętrzne, polityczne sprawy”. Brak odpowiedzialności – tak kwitują to inni politycy włoskiej prawicy.
Niezależnie od tego, jak ludobójczą politykę prowadzi w Palestynie Izrael, granie w lewicowej orkiestrze, w atmosferze oklasków ze strony terrorystycznego Hamasu ma tylko jeden efekt: nie pomoże Palestyńczykom, zaś zwraca światła i reflektory na „bohaterów” spod tęczowych flag i sztandarów z hasłami lewicy.