W Polsce do niedawna istniało 13 szpitali więziennych, które dysponowały 37 oddziałami specjalistycznymi o bardzo różnych profilach - podała w tym tygodniu "Codzienna" dodając, że minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk postanowił zlikwidować część więziennych szpitali. - "Od 1 stycznia nie funkcjonuje już szpital więzienny w Barczewie. Stopniowo wygaszana jest również działalność jednego z największych szpitali przy Areszcie Śledczym Warszawa-Mokotów. W tej jednostce zlikwidowano już oddział chirurgii i ortopedii, szczególnie istotny z uwagi na przypadki samookaleczeń i połykania różnych przedmiotów. Teraz więźniów będzie trzeba wozić do szpitala więziennego w Łodzi. Oczywiście na koszt podatnika. Niepokojący jest też fakt, że w Łodzi, która ma przyjmować więcej pacjentów, nie zwiększono liczby dostępnych łóżek. W planach jest również likwidacja warszawskiego oddziału chorób wewnętrznych".
"Spowoduje to m.in., że w razie nagłych i trudnych przypadków chorób więźniowie będą musieli trafiać do publicznych szpitali, co często może się wiązać z ich długim pobytem w placówce publicznej służby zdrowia. To z kolei może stanowić furtkę dla osadzonych do wolności" - alarmowała GPC.
O ten problem został zapytany dzisiaj rano minister sprawiedliwości, który był gościem programu "Jeden na jeden" na antenie TVN24. Cezary Grabarczyk początkowo próbował "uciec od pytania".
- Ale w większości zakładów karnych służba zdrowia zapewnia leczenie.
- Czy to możliwe, żeby przestępca znalazł się w otwartym szpitalu z normalnym pacjentem - dociekał Bogdan Rymanowski.
- Ale nigdy to się nie odbywa to bez eskorty
- Czyli jest to możliwe?
- Jest to możliwe - przyznał w końcu Grabarczyk.