Podrzucanie narkotyków, wyssane z palca zarzuty napaści na policjantów, akty oskarżenia na polityczne zamówienie, wreszcie powszechne składanie przez funkcjonariuszy fałszywych zeznań – to rzeczywistość polskiej policji. Tygodniowy areszt dla reżysera Grzegorza Brauna to tylko wierzchołek góry lodowej, gdy chodzi o patologię w polskich organach ścigania - pisze „Gazeta Polska”.
„Policja nie kojarzy się dziś z przemocą, lecz z bezpieczeństwem” – ogłosił w czasie święta policji 26 lipca premier Donald Tusk.
Jak policja narkotyki podrzucała, a Staruch nimi „handlował”
Ledwo padły te słowa, Prokuratura Okręgowa w Białymstoku
oskarżyła dwóch policjantów o podrzucenie narkotyków mężczyźnie. Przedstawiony został mu później zarzut posiadania środków odurzających. Oprócz tego policjanci odpowiedzieć mają za składanie fałszywych zeznań.
Ofiara policyjnego przestępstwa nie była przypadkowa. 3,2 grama konopi podrzucone zostało w czasie kontroli drogowej do samochodu pracownika urzędu kontroli skarbowej. Jeden z policjantów
sporządził kłamliwy meldunek, z którego wynikało, że urzędnik jest dilerem.
Zdaniem urzędnika akcja policjantów wiązała się z tym, że poprzez uczciwe wykonywanie swojej pracy naraził się wpływowym osobom. Białostocka sprawa jest ewenementem nie z racji podrzucenia przez policję narkotyków, ale ze względu na fakt, że policjantom postawiono zarzuty. Media opisywały, jak w podobnej sprawie w Poznaniu prokurator zlekceważył takie podejrzenia.
Przypomnijmy, że narkotyków jako zarzutu użyto w ewidentnym procesie politycznym, jakim jest sprawa Piotra Staruchowicza. Jedynym dowodem w nim mają być zeznania świadka koronnego.
Natomiast pośrednik w rzekomej transakcji… zniknął. W efekcie osobisty wróg Donalda Tuska spędził w więzieniu 9 miesięcy.
Sygnały o tym, że policja szantażuje zatrzymywanych groźbą podrzucenia im narkotyków, dziennikarze otrzymują często, ale jest to trudne do udowodnienia. Bo dla śledczych, mających podstawową wiedzę z zakresu kryminalistyki, podrzucenie narkotyków jest dziecinnie proste.
Kraj, w którym reżyser bije sześciu policjantów
Również kilka dni po słowach Donalda Tuska sędzia Dorota Kropiewnicka z wrocławskiego Sądu Apelacyjnego nakazała aresztowanie na tydzień reżysera Grzegorza Brauna, znanego z niewygodnych dla establishmentu filmów „Plusy dodatnie, plusy ujemne” o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy i „Towarzysz generał idzie na wojnę” o Wojciechu Jaruzelskim.
Braun został ukarany za to, że wyszedł z sali sądowej przed końcem rozprawy i trzasnął drzwiami. Zdenerwowany reżyser opuścił salę po tym, jak sędzia odrzuciła jego zażalenie na grzywnę, którą ukarał go z kolei sędzia Krzysztof Korzeniewski. Przypomnijmy, że
Braun oskarżony jest o pobicie… sześciu policjantów podczas jednej z manifestacji. Proces w tej sprawie trwa od sześciu lat.
Adwokat Krzysztof Wąsowski uważa areszt dla Brauna za decyzję niesłychaną. –
Sądy mają prawo stosować areszt wobec osoby, która narusza powagę tej instytucji. Ale intencja ustawodawcy była jasna – to może dziać się w sytuacjach skrajnych, ekstremalnych, np. jeśli ktoś używa przemocy wobec sądu albo uczestników rozprawy – mówi „GP”. Jego zdaniem nasilenie się w ostatnich latach podobnych decyzji wynikać może ze spadku autorytetu wymiaru sprawiedliwości. –
Im słabszy ten autorytet, tym częstsze są tego typu demonstracje – mówi.
Jeszcze ostrzej rzecz ujmuje mec. Wiesław Johann, sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku:
– Decyzja o aresztowaniu Grzegorza Brauna to działania poniżej godności sądu. Bycie normalnym, przyzwoitym człowiekiem powinno być warunkiem noszenia sędziowskiego łańcucha i reprezentowania Rzeczypospolitej Polskiej. Kto tego nie rozumie, powinien zastanowić się, czy na pewno musi sprawować ten urząd.
Pyskujesz, to dostaniesz zarzut napaści na policjanta
Jak to możliwe, że w Polsce pojawiają się tak kuriozalne akty oskarżenia? Adwokaci nie mają wątpliwości:
składanie przez policjantów fałszywych zeznań na polecenie zwierzchników jest czymś nagminnym, w szczególności gdy chodzi właśnie o sprawy rzekomego ich pobicia.
Sędzia Johann, w czasach PRL obrońca w procesach politycznych, nie ma wątpliwości, że to dziedzictwo komunizmu.
– Pod koniec lat 60. broniłem jako młody adwokat człowieka oskarżonego o pobicie milicjanta o nazwisku Bomba, z komisariatu na Dworcu Warszawa-Gdańska. Ten zeznawał jak katarynka: [oskarżony] stawiał czynny opór, w wyniku czego spadła mi czapka milicyjna, używał słów wulgarnych mających na celu poniżenie godności funkcjonariusza… – wspomina. W końcu odezwał się sędzia, który stwierdził, że milicjant Bomba został pobity po raz trzeci w ciągu ostatniego miesiąca. I skoro tak często biją go, szarpią i wyzywają, to widać nie nadaje się do milicji i powinien zmienić zawód. Odtąd milicjant przestał być bity.
Johann nie ma wątpliwości, że w tej akurat sprawie
niewiele się zmieniło. – Dzisiaj podobne zeznania, kropka w kropkę, zgodnie z którymi pięciu kolejnych policjantów stwierdza, iż oskarżony szarpał policjanta za mundur, kopał po nogach i wulgarnie wyzywał, są codziennością – mówi sędzia.
Podobnego zdania są organizatorzy protestów przeciwko establishmentowi także z przeciwnej do prawicy strony barykady. 31 lipca w Poznaniu odbyła się rozprawa anarchistów ze skłotu Rozbrat, oskarżonych o to, że w czasie protestu rozbili namiot w budynku Banku WBK. –
Kolejni przesłuchiwani policjanci jak zwykle zeznawali to samo, niemal słowo w słowo, aż wreszcie sędzia nie wytrzymała i zapytała, jak to możliwe. Dopiero gdy zaczęliśmy zadawać im pytania, okazało się, że nie bardzo wiedzą, o czym mówią – mówi Marek Piekarski z Rozbratu.
Potwierdza on, że to w polskich sądach codzienność. Wspomina, jak policja zatrzymała kilkudziesięciu uczestników poznańskiej rowerowej „Masy Krytycznej”.
– Gdy na korytarzu na komisariacie protestowaliśmy przeciwko zatrzymaniu, policjanci odpowiadali nam wprost: pyskujesz, to będziesz miał zarzut napaści na policjanta. I tak się działo – stwierdza.
Paradoksalnie relacje działacza wolnościowego Rozbratu bliźniaczo przypominają opowieści kibiców piłkarskich zatrzymywanych po rosyjskim marszu w czasie Euro 2012. Także w ich obecności policjanci ustalali między sobą, jakie dostaną oni zarzuty.
Najbardziej drastycznym dowodem na zaostrzenie represji politycznych w Polsce był niedawny wyrok w sprawie protestujących przeciwko wizycie na Uniwersytecie Wrocławskim stalinowskiego zbrodniarza, mjr. Zygmunta Baumana. Po raz pierwszy w III RP za pokojowy protest skazano jego uczestników na pobyt za kratkami.
– Teoretycznie kodeks wykroczeń daje możliwość wymierzenia takiej kary. Ale nigdy w całej swojej praktyce adwokackiej nie spotkałem się z tym, by kogokolwiek skazano na więzienie za wykroczenie – stwierdza mecenas Krzysztof Wąsowski.
Całość artykułu w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”
Źródło: Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Piotr Lisiewicz