"Śniadanko po obradach Komisji do Spraw Kontroli Państwowej, którą miałem przyjemność prowadzić" napisał poseł PO Andrzej Kania i pochwalił się zdjęciem zamówionego posiłku. Udowodnił tym samym, że w przeciwieństwie do niektórych lubi sushi i to nawet na śniadanie. Kania jednak nie spodziewał się chyba, że jego szczerość wzbudzi tyle złośliwości.
-
a na obiad mielony, ziemniaczki i mizeria? - spytał Jarosław, czyniąc aluzję do słów Donalda Tuska:
Jem w pracy obiady w kancelaryjnej kuchni od 7 lat. Są skromne, ale bardzo dobre. Domowe. Najlepsze są kotlety mielone, ziemniaki i mizeria.
-
A na obiad, to trzeba iść do znanej restauracji - zażartował Krzysztof, a Robert spytał bezpośrednio:
Sowa przynosi do sejmu?. Pojawiło się również pytanie o to, kto płacił, na co polityk PO zapewnił, że rachunek opłacił z własnej kieszeni. -
A, czyli to jest ta słynna poselska dieta... Ciekawe co na to chorzy w szpitalach? - spytał Dariusz.
Za jedzenie w Sejmie sami płacimy z własnej kieszeni - odpowiedział poseł i od razu dostał ripostę:
Racja, przepraszam, wasze kieszenie, wasza sprawa. My je mamy tylko napełnić...
Oto jak Andrzej Kania, wbrew słowom Julii Pitery o niedożywionych dzieciach, udowodnił, że w Polsce jednak jest "kultura jedzenia śniadań".
Źródło: niezalezna.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
bk