„Od katastrofy minęły trzy sezony wegetacyjne. Przez ten czas brzoza (zależnie od wieku i środowiska) powinna urosnąć od 3 do 6 metrów, a jej przekrój powinien zwiększyć się o kilka centymetrów” – napisał w felietonie „Czy te liczby mogą kłamać” w „Gazecie Wyborczej” Jacek Żakowski.
Wiedzę redaktora „Wyborczej” skonfrontowaliśmy z opinią naukowców. – Nie jest możliwe, aby złamane drzewo rosło w górę. No bo w jaki sposób? Jakim cudem, przecież tam nie ma tzw. pączka szczytowego [występuje na wierzchołkach pędów, na pędzie głównym pąk szczytowy jest zwykle największym pączkiem]? – pyta w rozmowie z „Codzienną” naukowiec z Wydziału Leśnego Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, pracownik Zakładu Ekologicznych Podstaw Hodowli Lasu. Zdaniem naukowca drzewo może rozrosnąć się wszerz i wypuścić boczne pędy. Naukowiec za mało prawdopodobne uznał jednak, że drzewo bez korony mogło zgrubieć o kilkanaście centymetrów.
Podobnie wypowiada się Piotr Banaszczak z Arboretum Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Rogowie. – Taki wzrost brzozy jest niemożliwy. Żadne drzewo, jeśli zostanie ścięte na jakiejś wysokości, nie może się rozciągnąć w pionie, najwyżej może stać się grubsze. Z tego kikuta drzewo może wypuścić nowe pędy i będzie to wyraźnie widać – mówi w rozmowie z „Codzienną” Banaszczak.
W drzewie mamy do czynienia jedynie ze wzrostem pierwotnym – tylko pęd przewodzący może wydawać nowe komórki w pionie. Jeżeli utniemy wierzchołek, nie ma możliwości, aby drzewo rosło wyżej – twierdzi Banaszczak.
Kierownik Arboretum SGGW nie rozumie, jak prokuratorzy mogli popełnić błąd w pomiarach. – Są metody, które pozwalają zmierzyć drzewo bardzo dokładnie. W arboretum używamy teleskopowej tyczki, za pomocą której możemy zmierzyć wysokość drzewa co do milimetra. To nie jest XIV w., żeby mylić się przy takich obliczeniach – twierdzi Banaszczak.
Eksperci radzą, aby przyjrzeć się żywopłotom miejskim, którym specjalnie ścina się wierzchołki, aby nie rosły w górę, a rozrastały się wszerz.