Pablo Gonzalez vel Paweł Rubcow okazał się groźnym agentem GRU, który uczestniczył w największej wymianie szpiegów od czasów zimnej wojny. Po przybyciu do ojczyzny witał go z fanfarami w otoczeniu innych zasłużonych dla rosyjskich służb sam Władimir Putin. Hiszpańsko-rosyjskiego żigolo broniły po zatrzymaniu środowiska liberalno-lewicowe, w tym gadające głowy, mieniące się ekspertami w tematyce dezinformacji. Jaka piękna katastrofa.
Specjalistka od rosyjskich wpływów, wykładowczyni w Centrum Badań nad Dezinformacją Collegium Civitas, analityczka mediów społecznościowych - jak to pisano kiedyś o Ryszardzie Petru - "konkret, fachowość, spokój i błyskotliwa inteligencja". A jednak. Anna Mierzyńska, niegdyś zatrudniona w podlaskim biurze PO, tropiąca na prawicy "rosyjskich agentów", broniła agenta GRU z krwi i kości już po zatrzymaniu. Przybliżę kontekst sytuacyjny, by zrozumieć, z jak niekompetentną osobą, występującą w mediach, mamy do czynienia. Koniec lutego 2022 roku, kilka dni po wybuchu wojny, służby namierzyły posiadacza dwóch paszportów - rosyjskiego i hiszpańskiego - podającego się za dziennikarza z Półwyspu Iberyjskiego.
Pablo Gonzalez, tak brzmiały jego legalizacyjne dane, został złapany w Przemyślu - tuż przy granicy z Ukrainą. Służby wykryły, że otrzymywał przelewy z Moskwy za swoją pracę. A pod płaszczykiem dziennikarza krył się groźny szpieg. Hiszpańskie, lewicowe media, a wraz z nimi obrońcy demokracji - w tym Anna Mierzyńska - robili z Rubcowa aka Gonzaleza ofiarę pisowskiego zamordyzmu. Mierzyńska wyśmiewała szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego, pisząc, że złapał "najgroźniejszego szpiega". W oko.press wysmażyła tekst, robiąc z siebie w najlepszym razie pożyteczną idiotkę rosyjskiej machiny dezinformacyjnej - uskuteczniała wizerunek zatrzymanego jako niegroźnego dziennikarza, który wpadł w ręce ABW, a teraz organizacje międzynarodowe domagają się "przestrzegania prawa".
"Wielomiesięczne przetrzymywanie w aresztach osób podejrzanych o szpiegostwo powoli staje się fatalnym znakiem rozpoznawczym Polski. Nasze państwo w ostatnich latach traktowało tak nie tylko Pablo Gonzáleza, ale także własnych obywateli. Najbardziej znany publicznie jest przypadek Mateusza Piskorskiego, byłego przewodniczącego prorosyjskiej partii Zmiana. Piskorski siedział w tymczasowym areszcie aż trzy lata, od maja 2016 do maja 2019. Wypuszczono go w końcu za poręczeniem majątkowym w wysokości 200 tys. zł. W jego sprawie interweniowała między innymi grupa robocza ONZ ds. arbitralnych zatrzymań. Obecnie trwa proces, Piskorski odpowiada z wolnej stopy. Z kolei również oskarżony o szpiegowanie na rzecz Rosji Janusz N. z Olsztyna, któremu w lutym przedstawiono akt oskarżenia, do aresztu trafił w maju 2021 roku. Na zakończenie postępowania przygotowawczego czekał niemal trzy lata, cały czas przebywając za kratkami. Jego proces dopiero się rozpocznie. Mężczyzna wciąż jest w areszcie" - pisała Mierzyńska. Tymczasowe areszty są nadużywane od wielu lat, ale tylko ktoś niespecjalnie mądry brałby na sztandary w tym kontekście podejrzanych o szpiegostwo. Brzydko się zestarzało, prawda?
Z Pawłem Rubcowem rozmawiali lewicowi działacze - Bart Staszewski i Klementyna Suchanow. Nic dziwnego. Gonzalez aktywnie włączał się w antypisowską retorykę, gdy wybuchały strajki kobiet albo odbywały się protesty środowisk LGBT. Agent GRU - co nie może dziwić - promował w hiszpańskich mediach rosyjską wersję o kryzysie na granicy polsko-białoruskiej. Dokładnie tą samą, którą łyknęli jak pelikany politycy KO, Lewicy, Trzeciej Drogi i publicyści "Gazety Wyborczej", oko.press oraz TVN24. Wytypował sobie prawdopodobnie ludzi z zasięgami do kontaktu, by urabiać zachodnią opinię publiczną. Dość powiedzieć, że jego zatrzymanie Komisja Europejska uznała oficjalnie za przejaw upadku praworządności w Polsce!
Tomasz Piątek, opisując sylwetkę Rubcowa, poczynił strzałki między szpiegiem, a Antonim Macierewiczem i jego otoczeniem. Konsekwentnie milczy po wymianie agentów, bo cóż głupszego mógłby dodać? Kolejny "ananas", Jan Piński, grzmiał, że Rubcow pozbawiony jest prawa do adwokata. Piński to osoba z kręgu Romana Giertycha, zatem jeśli komuś z rządowej komisji ds. rosyjskich wpływów rzeczywiście zależy na prześwietlaniu absolutnie wszystkiego, to do dzieła.
Inny ekspert-mem, Piotr Niemczyk, w "Gazecie Wyborczej" przekonywał, że sprawa może zakończyć się ogromną kompromitacją polskich służb, gdyby okazało się, że podejrzewa się niesłusznie hiszpańskiego dziennikarza. I tak się właśnie skończyła, tyle że dla Niemczyka, na litość, byłego oficera UOP.
Niestety, polskie władze albo nie starały się uwolnić Andrzeja Poczobuta i innych Polaków, przetrzymywanych w koloniach karnych na Białorusi albo nie mogły nic w tym kierunku zrobić - w przeciwieństwie choćby do Niemców. Dobrze, że chociaż Radosław Sikorski oznajmił, że polski więzień polityczny "jest w myślach każdego dnia". Minister ma gest. Jak jednak klei się wersja "PiS to Rosja" z zatrzymaniem szpiega GRU przez służby podległe Zjednoczonej Prawicy? Tego pewnie nawet sam Donald Tusk nie potrafiłby wyjaśnić. Zresztą, nie musi. Nienawiść to zły doradca, co widać na załączonym obrazku pożytecznych idiotów Rubcowa.