Były prezydent Lech Wałęsa został zapytany o to, jak ocenia polityków opozycji w walce o fotel prezydenta RP w wyborach w 2025 r. Przyznał, że ma własnego kandydata, jednak obawia się, że jego własne poparcie przyniesie... odwrotny efekt.
Do wyborów prezydenckich zostało jeszcze ponad dwa i pół roku. Już wiadomo, że w szranki o fotel prezydenta nie stanie już Andrzej Duda, osiągając limit dwóch kadencji na urzędzie głowy państwa. Największe partie polityczne skupiają się na razie na przyszłorocznych wyborach parlamentarnych i nie mówią na razie zbyt wiele o potencjalnych kandydatach w 2025 r.
"Super Express" zapytał byłego prezydenta Polski, Lecha Wałęsę, jak ocenia szanse czołowych polityków opozycji.
- Tusk jest dobry, Hołownia musi jeszcze z pięć lat popracować, a Trzaskowski jest zdolny, ale nieułożony
- powiedział w rozmowie z "SE" Wałęsa i wykluczył, by sam planował ubieganie się o urząd prezydenta.
Wałęsa stwierdził, że ma już swojego kandydata, jednak obawia się dawać mu publicznego poparcia.
- Gdybym go dziś wskazał, to byłby spalony
- powiedział były prezydent.
Od pewnego momentu Lech Wałęsa ograniczył swoją aktywność polityczną, a partie opozycyjne raczej nieszczególnie myślą o udziale byłego prezydenta w ich kampaniach przedwyborczych. Nie trudno się temu dziwić. W 2019 r. podczas konwencji Koalicji Obywatelskiej, dzień po pogrzebie Kornela Morawieckiego, były prezydent Lech Wałęsa powiedział o zmarłym przywódcy Solidarności Walczącej, że był "zdrajcą". Za swoje słowa nie przeprosił i nie wycofał się z nich.