"Notatka o spotkaniu Trump-Nawrocki, którą Kancelaria Prezydenta wysłała do MSZ, wskazuje, że rozmowa miała charakter tajny. Tymczasem brał w nim udział Sławomir Cenckiewicz, pozbawiony dostępu do informacji niejawnych i oskarżony o zdradę tajemnic polskiej armii" - podała we wtorek „Gazeta Wyborcza”.
Początek artykułu zwrócił uwagę Arkadiusza Puławskiego, który w latach 2007-2022 był członkiem Państwowej Komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne RP.
"Jak mamy rozumieć ten lead? Że Amerykanie, w tym głowa państwa, którzy rozmawiali z szefem BBN Sławomirem Cenckiewiczem mogą być ścigani w Polsce za złamanie polskiej ustawy o ochronie informacji niejawnych i ryzykują 5 lat odsiadki?" - pytał na platformie X Puławski.
Ale odpał! To mi jakoś umknęło przy pierwszej lekturze. Jak mamy rozumieć ten lead? Że Amerykanie, w tym głowa państwa, którzy rozmawiali z Szefem BBN @Cenckiewicz, mogą być ścigani w Polsce za złamanie polskiej ustawy o ochronie informacji niejawnych i ryzykują 5 lat odsiadki? pic.twitter.com/pWe7vYnPE8
— Arkadiusz Puławski (@arpulawski) September 8, 2025
Dalej Wojciech Czuchnowski grzmiał, że "w ścisłym składzie delegacji był Sławomir Cenckiewicz", który jego zdaniem nie powinien być dopuszczony do rozmów z racji postawionych mu przez prokuraturę wojskową zarzutów oraz braku poświadczenie bezpieczeństwa.
Czuchnowski pytał, co oznacza obecność prof. Cenckiewicza na tym spotkaniu. Wątpliwości autora tekstu szybko wyjaśnił Michał Rachoń, który odpisał, że "oznacza to sygnał dla Stróżyka, Duszy i ich medialnych cyngli, że cieszy się dostępem do informacji niejawnych na najwyższym poziomie".
Zatrzymać szaleństwo
Wcześniej Donald Tusk "strzelał" do Donalda Trumpa, celując mu w plecy palcami. Potem na publicznym spotkaniu ze swoimi zwolennikami oskarżał bezpodstawnie ówczesnego kandydata na prezydenta USA o współpracę z rosyjskimi służbami.
Czy teraz Biały Dom będzie miał na karku prokuratorów Żurka i Korneluka?
Piotr Kusznieruk z Lewicy na antenie Telewizji Republika w programie "W punkt" skomentował, że zarzuty zawarte w tekście "Wyborczej" to "wciskanie ludziom ciemnoty".
- Jeżeli administracja amerykańska uznałaby, że któryś z członków delegacji nie spełnia kryteriów bezpieczeństwa, to dałaby sygnał i nie rozpoczęłaby rozmów. Skoro administracja amerykańska, w tym najlepszy struktura wywiadowcza na świecie, wyraziła chęć i zgodę na rozmowy w tym składzie, to ta sprawa jest oczywista
- podkreślił.
Amerykanie wiedzą, komu mają te informacje przekazać. Są świetnie przygotowani i do spotkań w Białym Domu w Gabinecie Owalnym nie trafiają ludzie przypadkowi. Osoby dopuszczone do rozmów są precyzyjnie prześwietlane
– tłumaczył Kusznieruk.