Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polityka

Święto hipokryzji imienia Rafała Trzaskowskiego. „Ja stałem na barykadzie”

Niby nie powinniśmy być zdziwieni, a chyba jednak jesteśmy. Jeszcze zmarły papież Franciszek nie spoczął w grobie, jeszcze nie zdążyły spłynąć do Watykanu wszystkie noty z kondolencjami, a Rafał Trzaskowski już został wiernym uczniem papieża. Nie wiem, czy nie najwierniejszym.

Autor: Piotr Gociek

Papież Franciszek zawsze uczył nas przede wszystkim o solidarności i empatii, a to są rzeczy, bez których trudno wyobrazić sobie nie tylko wiarę, ale również politykę” – ogłosił kandydat KO podczas spotkania z wyborcami w Czeladzi. I od razu wypiął pierś po ordery: „Przez ostatnie lata ja stałem na barykadzie, broniąc właśnie tych, którzy byli atakowani. (…) Trzeba dawać świadectwo właśnie swoim działaniem. My to robiliśmy”.

Reklama

Rafał Trzaskowski dający czemukolwiek świadectwo? Być może szkolne. A nie, chodziło o coś innego: „Kiedy byli atakowani nauczyciele, stawaliśmy w obronie nauczycieli. Kiedy byli atakowani lekarze rezydenci, broniliśmy lekarzy rezydentów” – wyliczał Trzaskowski. „Kiedy były atakowane mniejszości seksualne, broniliśmy mniejszości seksualnych” – przypomniał. Aż chciałoby się, żeby ktoś znowu kogoś zaatakował, żeby można było zobaczyć, jak Rafał staje w obronie. 

Papież Franciszek nie był progresywny 

Rafał jako uczeń Franciszka – to brzmi bardzo zabawnie także w kontekście nauczania papieża, który wbrew medialnym spekulacjom od nauczania Kościoła nie odchodził. I formułował sądy ostre. Nie dalej jak dwa lata temu papież ostrzegał przed ideologią gender, wskazując ją jako „najokropniejsze zagrożenie” (mówił też, że „w chwili obecnej stanowi [ona] jedną z najgroźniejszych kolonizacji ideologicznych i wykracza daleko poza sferę seksualną”). Czekam więc, aż Trzaskowski tej wykładni przyklaśnie. Zresztą biorąc pod uwagę, jak bardzo w tej kampanii chce się przebrać za człowieka prawicy – czy byłoby to takie niespodziewane?

A może powinien pójść dalej i od Czeladzi po Świnoujście rozdawać na spotkaniach wyborczych egzemplarze autobiografii papieża Franciszka „Życie”, w której powtarza on:

„Nigdy nie przestanę mówić, że aborcja to morderstwo, czyn zbrodniczy. Nie ma na to innego określenia: oznacza ona odrzucenie, wyeliminowanie niewinnego życia ludzkiego. To porażka tych, którzy ją praktykują, i tych, którzy stają się wspólnikami: wynajętych morderców, płatnych zabójców”.

Nie byłoby też od rzeczy, gdyby Rafał Trzaskowski podążył śladami Ojca Świętego w polityce międzynarodowej i wygłosił na przykład tuż przed głosowaniem jakiś list do przyjaciół Rosjan, w którym – tak jak Franciszek na wideospotkaniu z rosyjską młodzieżą – mógłby napisać: „Jesteście dziećmi wielkiej Rosji; wielkiej Rosji świętych, króla, wielkiej Rosji Piotra I, Katarzyny II, tego wielkiego imperium, o tak wielkiej kulturze i wielkim człowieczeństwie. Nie rezygnujcie nigdy z tego dziedzictwa”.

Oczywiście ten ostatni przykład podaję, by przypomnieć, że błądzić jest rzeczą ludzką i mylą się też papieże. Franciszek nie miał zielonego pojęcia o naturze Rosji i rosyjskiego imperializmu, tym bardziej uważać trzeba z daleko idącymi deklaracjami na temat jego dziedzictwa i tego, jak bardzo człek postępuje wedle papieskich nauk. Byłbym bardziej spokojny – i byłoby to zresztą bardziej naturalne – gdyby kandydat PO kierował się po prostu katechizmem. Jak rozumiem jednak, Rafał Trzaskowski jest postacią zbyt wybitną, aby zadowolić się tym, czym zadowala się jakiś zwykły katolik. On musi kierować się słowami papieża. Nawet kardynał to pewnie dla niego zbyt niska szarża. 

Nagła miłość Trzaskowskiego do Ojca Świętego 

Rafał Trzaskowski nie jest w swojej nagłej miłości do zmarłego papieża samotny, festiwal hipokryzji trwa w najlepsze, a szczególnie aktywnie biorą w nim udział ci, którzy nie mają pojęcia, kogo żegnają i jakie miał poglądy. Media opakowały Franciszka jako „postępowca” w kontrze do „konserwatysty” Benedykta XVI i przeciętnemu zjadaczowi newsów to wystarczy. Jak widać, wielu polityków nie różni się od nich za bardzo.

Bądźmy szczerzy: cała ta nagła miłość Rafała do papieża, cała ta wierność naukom Ojca Świętego to jedynie efekt kampanii wyborczej. Tak jak było to w przypadku klasyka z Platformy, czyli Janusza Lewandowskiego, który kiedyś rzecz streścił krótko: „Brałem udział w tych nieco durnych klipach, ale to była kampania”. W kampanii, wiadomo: mówi się byle co, byle tylko zdobyć głosy. Jestem więc pewien, że gdyby akurat zmarł Dalajlama, to Rafał Trzaskowski opowiadałby o tym, jak bardzo inspirował się jego wystąpieniami. 

Doskonale wiemy, że kiedy kandydat PO – powołując się na słowa Franciszka – mówi: „Nie ma zgody na to, żeby nas przez cały czas dzielić i przez cały czas nas atakować”, to nie żaden Watykan mu w głowie i nie żadne nauczanie, tylko tępa propaganda antypisowska, bo w świecie Platformy to wstrętne PiS wszystkich dzieli i atakuje. Dlaczego więc poświęcać szczególną uwagę akurat ostatnim wyskokom Rafała Trzaskowskiego? 

Plan Tuska: udawanie prawicy

Dlatego że nigdy za mało przypominania o istocie projektu politycznego, jakim stała się po roku 2005 Platforma Obywatelska. Święto hipokryzji imienia Rafała Trzaskowskiego powinno tak naprawdę nosić imię Donalda Tuska. To Tusk w 2006 r. sformułował doktrynę PO, którą streścił w swoich politycznych wspomnieniach Paweł Piskorski: „Żadna partia lewicowa ani centrolewicowa przez najbliższe 10–15 lat nie wygra wyborów w Polsce”. Więc Tusk zdecydował, że Platforma musi w związku tym udawać prawicę. Dziś taka przebieranka nie jest już potrzebna, gdy idzie o wybory parlamentarne (i ostatnie badania pokazują, że wyborcy PO są w większości lewicowi), ale w wyborach prezydenckich nadal trzeba udawać konserwatystę i katolika – to właśnie robi Rafał Trzaskowski. 

Dla dopełnienia obrazu przypomnę, jak wspaniale wykorzystał falę emocji po śmierci Jana Pawła II właśnie nie kto inny jak Donald Tusk, który opowiadał wtedy, że papież odmienił jego życie. Na jak długo – widzimy. Trzaskowski wiele się jeszcze musi od swego mistrza nauczyć.

Kto kłamie w jednej kwestii, zwykle kłamie także w innych. Gdy Trzaskowski opowiada więc z przejęciem, jak bardzo wierny jest naukom Franciszka, ma to mniej więcej takie samo znaczenie jak wówczas, gdy zapowiada, ile to dobrych rzeczy zrobi dla Polski. Platforma w minionych dwudziestu latach już dawno pozostawiła za sobą punkt, w którym można było wobec niej stosować maksymę François de La Rochefoucauld o hipokryzji jako hołdzie składanym cnocie przez występek. Być może teraz bardziej pasuje do jej praktyki cytat z Demostenesa – o tym, że hipokryzja to wstydliwość łajdaka. Przynajmniej w kampanii prezydenckiej. Bo gdy idzie o codzienność rządzenia – to mamy już przecież bezwstydność.


Piotr Gociek – pisarz, publicysta, krytyk, związany z tygodnikiem „Do Rzeczy” i portalem Literacki.com.pl, współautor podcastu filmowego „Się zobaczy” na kanale YT „Otwarta Konserwa”

 

Autor: Piotr Gociek

Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Reklama