Jednym z nielicznych „plusów” rządów PO jest to, że „uśmiechnięta koalicja” pokazała tak wyraźnie, jak się da, iż w Polsce nie mamy do czynienia z „obywatelskimi”, „niezależnymi” i „pozapaństwowymi” organizacjami. Działania tych grup i ich hipokryzja pokazują jasno, że są one skrajnie upolitycznione i, na ten moment, związane z partią Tuska. Sprawa Rubcowa vel Gonzaleza to kolejny dowód na to, jak groźne one są i jak szkodliwą pełnią rolę w naszym systemie politycznym - pisze Dawid Wildstein w "Gazecie Polskiej".
Stopień kompromitacji, jaki stał się udziałem tzw. organizacji pozarządowych (tych słynnych NGO-sów), rozmaitych „oddolnych” ruchów społecznych czy „obywatelskich inicjatyw”, jest powszechny i dotyczy właściwie każdej dziedziny życia publicznego, w której ich obecność jest widoczna. Można jednak wskazać trzy obszary, w których ich hipokryzja jest wręcz ostentacyjna. Pierwszym z nich jest tzw. ekologia.
– w ten sposób Jacek Liziniewicz, dziennikarz „Gazety Polskiej”, opisuje groteskę, jaką wspólnie z mediami na pasku PO urządzili nam, za władzy PiS, tzw. ekolodzy. Wtedy też Donald Tusk wypuścił swojego słynnego twitta o treści: „Śnięte są nie tylko ryby w Odrze, śnięte jest całe państwo pod rządami PiS. PiS jest jak rtęć”. Jak widać, dziś, poza rybami w Odrze, śnięci są też ekolodzy, swego czasu wyjący o największej katastrofie ekologicznej w dziejach świata. Ewidentnie ryba rybie nierówna, teraz martwe ryby w Odrze (których wyłowiono już 70 ton!) nie są tak ważne jak za czasów Kaczyńskiego. Pozostaje tylko spekulacja, skąd ta różnica? Czy zdaniem Greenpeace’u dziś umierają one uśmiechnięte, zadowolone z „praworządności”, więc nie ma co się o to awanturować?
Kolejną grupą aktywistów, która jak ekolodzy od czasu objęcia władzy przez PO zachowuje się jak śnięte ryby, są ci, którzy do 13 grudnia 2023 roku z zapałem walczyli o niezależność wymiaru sprawiedliwości oraz pilnowali swobód obywatelskich. Ich pełne milczenie w momencie łamania najbardziej elementarnych zasad prawnych ze strony Bodnara, pokazuje, z jak tchórzliwym i konformistycznym środowiskiem mieliśmy tu do czynienia.
Zaznaczmy, że nie chodzi tu nawet o „systemowe” decyzje nowego ministra sprawiedliwości, których bezprawność może on jeszcze ukrywać pod bełkotem o „praworządności i jej przywracaniu”, w czym zresztą wspierają go unijne instytucje. Mówimy tu o konkretnych sprawach, które nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Które, mimo swojej „punktowości”, są tak skandaliczne i do tego stopnia łamią wszystkie normy panujące w cywilizowanym państwie prawa, że stają się oskarżeniem dla całego systemu, który doprowadził do tego typu patologii.
W uśmiechniętej Polsce takich sytuacji mieliśmy kilka, zwróćmy uwagę tylko na jedną, w pełni pokazującą, jak źle się dzieje w naszym państwie.
Chodzi oczywiście o księdza Olszewskiego. Nawet uznając jego winę (na co, zaznaczmy, nie podano wystarczających dowodów), to, w jaki sposób jest traktowany, jest złamaniem najbardziej podstawowych swobód obywatelskich. Jakby tego było mało, ksiądz ten został bohaterem politycznego spotu PO. Zorganizowano wobec osoby niebędącej politykiem, nieskazanej, prawdziwą kampanię nienawiści rodem z państw dyktatorskich bądź minionego systemu. Czy słowem zająknęła się w tej sprawie chociażby najbardziej znana i do października 2023 roku jakże „gadatliwa” organizacja pozarządowa zajmująca się łamaniem praw człowieka, czyli Amnesty International? Rzecz jasna nie. Zauważmy za to, że jeśli chodzi o rosyjskiego szpiega, ta sama organizacja była aż nadto skora do „walki o jego prawa”.
Można by jeszcze długo wymieniać rozmaite organizacje, których aktywiści, od momentu dojścia PO do władzy, schowali głowę w piasek. Idealnym przykładem takiej hipokryzji są tropiciele antysemityzmu i rasizmu. Do grudnia 2023 roku szczegółowi jak mało kto, dziś nawet nie zauważają jednego z najbliższych współpracowników Tuska – Giertycha i jego roli. Nie obchodzi ich fakt, że oscylujące wokół niego farmy trolli, będące jednym z najsilniejszych narzędzi politycznej propagandy PO w internecie, niejako wręcz z „automatu” używają ksenofobii jako metody ataku na wrogów „uśmiechniętej koalicji”.
Jednak jeszcze wyraźniejszym obrazem opisywanej tu degeneracji i hipokryzji jest środowisko, które do objęcia władzy przez PO walczyło o „wolne media”. Nie chodzi tu nawet o dziennikarzy TVN-u czy „GW” (i im podobnych mediów), tu mamy po prostu do czynienia z funkcjonariuszami biuletynów partyjnych Platformy. Mowa o całej rzeszy najróżniejszych organizacji, także zagranicznych, tyle gardłujących o „wolności słowa” i niezależności dziennikarskiej, tworzących idiotyczne rankingi, w których za władzy PiS nasze państwo okazało się być niżej niż afrykańskie autokracje. Słowem się nie zająknęły, gdy zawieszono Babiarza i przez kilka dni urządzano na niego nagonkę, gdy z powodu jego obrony pracę stracił wicedyrektor TVP Sport.
Podobnie „nie zauważyły”, gdy zawieszono za jednego „nieprawomyślnego” twitta pracownika „Panoramy”.
Niemniej najbardziej zdumiewające jest ich milczenie w obliczu tego, co ostatnio zadeklarował Sygut. Ów neoprezes bezprawnie przejętej TVP wprost zapowiedział na łamach „Wyborczej”, że ma zamiar kontynuować polityczne czystki, które dotkną już nie tylko dziennikarzy na wizji, lecz także pracujących technicznie (mowa o 2 tys. ludzi!). To, że dziś organizacje te milczą w obliczu tak radykalnych deklaracji, rodem z białoruskiej rzeczywistości, jest niebywałym skandalem. Warto przy tej okazji ponownie zauważyć, że gdy przyszło do obrony rosyjskiego szpiega Gonzaleza, były one dużo bardziej skłonne do działania. Mowa m.in. o Europejskiej Federacji Dziennikarzy czy Reporterach Bez Granic.
Przytoczone powyżej przykłady pokazują wyraźnie, że w Polsce nie mamy do czynienia z „obywatelskimi”, „niezależnymi” i „pozapaństwowymi” organizacjami. Ich działania i hipokryzja dowodzą, że są one skrajnie upolitycznione i, na ten moment, związane z PO. Są gotowe, jeśli taka jest potrzeba polityczna Platformy, działać w sposób jawnie sprzeczny ze swoimi statutowymi celami. Ich tożsamość nie jest budowana na jakichkolwiek (nawet nam obcych) ideach, mamy za to do czynienia z melanżem cynizmu, kumoterstwa oraz afiliacji towarzysko-biznesowych. Organizacje te nie mają nic wspólnego ze społeczeństwem obywatelskim, zważywszy na to, że są gotowe działać przeciw polskiemu prawu oraz państwu – jest wręcz odwrotnie, są jego wrogiem. Co gorsza, sprawa agenta Rubcowa (vel Gonzaleza) pokazała wyraźnie, że najsilniejsze u nas NGO-sy są otwarte nie tylko na infiltrację ze strony instytucji unijnych, lecz także rosyjskiej agentury, stając się jednymi z najważniejszych sojuszników Putina, jeśli chodzi o destabilizację Polski, rozkręcanie społecznych konfliktów, a także obronę rosyjskich szpiegów. Dlatego jedno jest pewne – jeśli Polska ma stać się normalnym i silnym państwem, musi ograniczyć obecność tego typu organizacji w przestrzeni publicznej oraz objąć je kontrwywiadowczym nadzorem.
Przy uśmiechniętej koalicji jest to sytuacja niemożliwa, niemniej prawica musi być świadoma, że niezależnie od wrzasku, jaki natychmiast zostanie podniesiony na arenie międzynarodowej, jest to jedno z najważniejszych jej zadań, gdy wróci do władzy.