Amerykańscy politycy po stronie Partii Republikańskiej jak m.in. Steve Scalise, lider republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów, który sam w 2017 r. był postrzelony przez zamachowca, zwrócił uwagę na to, że język, którym Trump był opisywany i atakowany przez swoich politycznych oponentów, doprowadził do próby zabójstwa byłego prezydenta. Nazywano go największym zagrożeniem dla amerykańskiej demokracji i bezpieczeństwa. Był określany mianem autorytarnego faszysty, z którym trzeba walczyć wszelkimi możliwymi sposobami – mówi w rozmowie z portalem Niezależna.pl Tomasz Winiarski, amerykanista, komentując sobotni zamach na byłego prezydenta USA Donalda Trumpa podczas wiecu wyborczego w Pensylwanii.
Były prezydent USA Donald Trump został w sobotę postrzelony podczas wiecu wyborczego w Butler w stanie Pensylwania. Do próby zabójstwa doszło kilka minut po rozpoczęciu przemówienia. Chwilę po tym, jak dało się usłyszeć dwa strzały, były prezydent upadł na ziemię, trzymając się za ucho, po czym został przykryty przez chroniących go agentów Secret Service.
Trump z zakrwawioną twarzą i uchem wstał na nogi o własnych siłach, machając zaciśniętą pięścią w stronę tłumu, na co tłum odpowiedział skandowaniem "USA!".
Zamachowiec, który dokonał ataku na Donalda Trumpa nie żyje. Został identyfikowany przez FBI jako 20-letni Thomas Matthew Crooks. Napastnik zabił jedną osobę, a ranił dwie inne – w tym byłego prezydenta.
Find everything we know about the attacker at the link. https://t.co/d8xgezM9Wg pic.twitter.com/evkk9RjbiB
— Fox News (@FoxNews) July 14, 2024
Co ciekawe, w pierwszych informacjach o wydarzeniach w Pensylwanii część amerykańskich lewicowych mediów nie informowała o zamachu, lecz o "incydencie" lub "wypadku". W rozmowie z portalem Niezależna.pl zwraca na to uwagę Tomasz Winiarski, amerykanista.
Niektóre media liberalne w Stanach Zjednoczonych faktycznie unikały na początku używania słowa zamach, próbując minimalizować znaczenie tej sytuacji. Podawały, że Trump został „ewakuowany” ze sceny po tym, jak upadł w trakcie wiecu. Mogło to być spowodowane redukcją potencjalnych szkód dla Partii Demokratycznej, która mogła obawiać się oskarżeń, że Trump padł ofiarą nagonki, a ta z kolei doprowadziła do zamachu. Od wczoraj wielu republikanów przypomina, że Trump był odsądzany od czci i wiary, nazywany największym zagrożeniem dla amerykańskiej demokracji i bezpieczeństwa. Określano go mianem autorytarnego faszysty, z którym trzeba walczyć wszelkimi możliwymi sposobami.
Amerykańscy politycy po stronie Partii Republikańskiej jak m.in. Steve Scalise, lider republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów, który sam w 2017 r. był postrzelony przez zamachowca, zwrócił uwagę na to, że język, którym Trump był opisywany i atakowany przez swoich politycznych oponentów, doprowadził do próby zabójstwa byłego prezydenta.
To bardzo poważne wydarzenie o silnych reperkusjach politycznych, które na jakiś czas zmieni język w kampanii wyborczej, złagodzi go. Zewsząd płyną głosy o politycznym pojednaniu obu obozów politycznych i potępieniu tego wydarzenia. Mamy głosy wsparcia dla Trumpa także od prominentnych polityków Partii Demokratycznej, ale to jest tylko przejściowy moment. Niebawem amerykańska polityka wróci do swojej typowej brutalności, języka, który znamy od wielu lat. Stawką jest Gabinet Owalny w Białym Domu, dlatego należy spodziewać się ostrej kampanii. Nikt nie zamierza odpuszczać, choć sztab Bidena ogłosił, że czasowo wycofuje spoty wyborcze emitowane w telewizji, które, jak wiadomo, w znacznej części skupiały się na atakowaniu Trumpa.
Choć może to zabrzmieć abstrakcyjnie, paradoksalnie to tragiczne wydarzenie może przynieść Trumpowi korzyści w trakcie kampanii. Z próby zamachu na życie były prezydent wyszedł zwycięsko, jako twardziel, a takie obrazki bardzo mocno przemawiają do Amerykanów.