Debaty prezydenckie w Stanach Zjednoczonych są bardzo ważną i nieodłączną częścią procesu demokratycznego, nie mają natomiast dużych zdolności do tego, by w znacznym stopniu poszerzyć bazę elektoratu danego kandydata. Raczej jeszcze bardziej utwierdzają w przekonaniu do danego polityka. Mają jednak zdolność do tego, by przekonać wyborców niezdecydowanych lub słabo poinformowanych. Głosy takich osób bardzo często rozstrzygają o wyniku wyborów w stanach wahających się, w których wyścig jest najbardziej wyrównany – mówi w rozmowie z portalem Niezależna.pl Tomasz Winiarski, amerykanista. W nocy z czwartku na piątek o godz. 3 czasu polskiego w Atlancie odbędzie się 90-minutowa debata między prezydentem Joe Bidenem a Donaldem Trumpem.
Debatę poprowadzą znani prezenterzy CNN, Jake Tapper i Dana Bash, a wśród poruszanych tematów będą m.in. kwestie gospodarcze, aborcji, demokracji i wyborów, a także polityki zagranicznej, w tym wojen w Gazie i Ukrainie.
To historyczna debata. Nigdy wcześniej nie mieliśmy przypadku, by przeprowadzała ją prywatna telewizja (CNN), bez udziału Komisji ds. Debat Prezydenckich, które to debaty były zawsze przez nią organizowane od 1988 roku. Teraz sztaby porozumiały się, że chcą zorganizować debatę bez udziału tej komisji. Będzie miała ona też specyficzne warunki – mikrofony będą włączone dla danego uczestnika tylko, gdy uzyska on prawo głosu. Nie będzie wymiany zdań, do studia nie będzie można wnieść żadnych rekwizytów i notatek. Co równie ważne, nie będzie też publiczności. To zupełnie inny format niż ten, do którego przyzwyczajeni są amerykańscy obywatele. To novum w amerykańskim życiu politycznym – mówi w rozmowie z portalem Niezależna.pl Tomasz Winiarski, amerykanista.
Na pewno debata będzie pozbawiona dynamiki, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Szczególnie widoczne będzie to w kontekście Trumpa, który uwielbia przemawiać bezpośrednio do ludzi, a nie do obiektywów kamer. Eksperci sugerują dość zgodnie, że warunki narzucone przez stację CNN w naturalny sposób będą pomagać Bidenowi. Wyłączenie mikrofonów po wypowiedzi zabije dynamikę debaty i sprawi, że nie będzie szybkich, trafnych i ostrych ripost, z których znany jest Trump. Były prezydent nie jest jednak na straconej pozycji. Jeśli uda mu się niekorzystne dla niego zasady debaty zamienić na swoją korzyść, jeżeli postawi się ponad kwestiami, za które jest krytykowany przez Demokratów, może wypaść lepiej z tego starcia.
Z kolei fakt, że nie będzie można wnosić notatek, może sprawić kłopoty Bidenowi. Prezydent przyzwyczaił się, że przemawia głównie przy użyciu promptera, a kiedy chce coś spontanicznie powiedzieć, wszystko mu się myli, zapomina kwestii, myli daty, fakty i nazwiska. Tutaj Trump jest rekinem showbiznesu i dużo lepiej odnajduje się w sytuacjach spontanicznych, kiedy trzeba coś powiedzieć prosto z serca, a nie z przygotowanych formułek.
Debaty prezydenckie w Stanach Zjednoczonych są bardzo ważną i nieodłączną częścią procesu demokratycznego, nie mają natomiast dużych zdolności do tego, by w znacznym stopniu poszerzyć bazę elektoratu danego kandydata. Raczej jeszcze bardziej utwierdzają w przekonaniu do danego polityka. Mają jednak zdolność do tego, by przekonać wyborców niezdecydowanych lub słabo poinformowanych. Głosy takich osób bardzo często rozstrzygają o wyniku wyborów w stanach wahających się, w których wyścig jest najbardziej wyrównany.
Pojawiają się również głosy, że debata została zorganizowana za wcześnie. Do wyborów w USA pozostało bowiem ponad cztery miesiące.
Fakt, że pamięć wyborcy w USA jest znacznie krótsza niż mogłoby się wydawać. Wiele informacji z tej debaty pójdzie w zapomnienie. Ale działa to też w drugą stronę. Jeżeli jeden z kandydatów wypadnie słabo, wówczas będzie miał odpowiednio dużo czasu na odbudowę wizerunku i naświetlenie innych tematów, odciągając uwagę od debaty czy poszczególnych wpadek.
Nie ma wątpliwości, że po zakończeniu debaty każda ze stron ogłosi swoje zwycięstwo. Zwolennicy Trumpa powiedzą, że to on był lepszy. Demokraci – że wygrał Biden. Amerykanie są przyzwyczajeni do swoich polityków i zawsze będą widzieli w nich wygranych. Tak samo będzie z mediami po debacie. Czy przychylni jednej, czy drugiej stronie, zawsze znajdą argumenty.