Nie bać Tuska! Osiem gwiazdek zdechło, czas na bunt przeciwko obecnej władzy » więcej w Gazecie Polskiej! CZYTAJ TERAZ »

Polityka czasów narcyzmu. Wołodźko: Kiedy przebudzi się pokolenie „zetek”?

Na naszych oczach rodzi się zjawisko polityczne, którego psychospołecznych skutków jeszcze nie możemy w pełni ocenić. To polityczny narcyzm, ukrywający się pod płaszczykiem ekologicznej troski, karmiony przez mass media, show biznes, potęgi biznesowe żyjące z mody. Przedstawia się jako nowy humanitaryzm i zielona troska. Ale mocno jest podszyty wołaniem: „ja, mnie, moje” żyjącego jak dotąd w najbardziej komfortowych warunkach pokolenia Polaków - pisze Krzysztof Wołodźko w "Gazecie Polskiej".

Donald Tusk
Zbyszek Kaczmarek - Gazeta Polska

Lewaccy aktywiści w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości byli hołubieni przez lewicowo-liberalne media. Margot i spółka najlepszym przykładem – gwałtowny atak na Kościół, konserwatywne wartości i środowiska oraz rządzącą przed grudniem 2023 roku formację dawał im wstęp na medialne salony i saloniki grające na Donalda Tuska. Gorąca przyjaźń nie trwała zbyt długo, bo aktywiszcza okazały się tak egotyczne i nakręcone na swój LGBT-owski bunt, że za mało sterowalne. Zaczęły podskakiwać a to Czerskiej, a to Wiertniczej. Hejtowały prezesa PiS, ale od dziadersów i tym podobnych wyzywały również prominentnych polityków Koalicji Obywatelskiej. 

Aktywiszcza w systemie Tuska

Co do zasady eksperyment się jednak udał: Julki przydały się przy „czarnym proteście”, szkolna młodzież – gdy trzeba było pomstować na opiekę psychiatryczną w czasach PiS, przygraniczni i zieloni aktywiści – gdy przy innych okazjach atakowano państwo rządzone przez Zjednoczoną Prawicę.

Młode pokolenie – a przynajmniej jego mocno zindoktrynowana część – do 13 grudnia 2023 roku okazało się niezwykle przydatne liberałom. Zmiana przyszła nieco później, gdy nowej władzy zaczęło zależeć raczej na tonowaniu niż podgrzewaniu nastrojów społecznych w dokładnie tych samych kwestiach, które były źródłem gniewu wielkomiejskich aktywiszczy i prowincjonalnych Julek. Gdy kilkanaście dni temu Ostatnie Pokolenie zablokowało Aleje Jerozolimskie w Warszawie, TVN błyskawicznie podał, że uniemożliwiło to przejazd karetki. I przekazał, że stołeczna policja opublikowała nagranie z tego zdarzenia i zapowiedziała, iż zostanie przekazane do oceny prawno-karnej przez prokuraturę.

Cynizm i hipokryzja strategii rozmywania wcześniej podgrzewanych buntów nie jest w tej historii niczym niezwykłym. O wiele ciekawsze jest to, że na naszych oczach rośnie nowy rodzaj polityki, który wykorzystuje dla siebie tak jak mu wygodnie oczekiwania najmłodszego pokolenia. Pokolenia, które przez blisko osiem ostatnich lat było przekonywane przez liberalny mainstream, że ma rację w każdej sprawie, w której się wypowiada. Od spraw obyczajowych po politykę klimatyczną. Od tęczowego antyklerykalizmu po deklaratywny antykonsumpcjonizm pokolenia, które bez iPhona nie wejdzie do galerii handlowej, „bo wstyd”. Od „zielonej troski” po narzekanie na swój ciężki los w szkole i w pracy pokolenia Z. 

Gdyby wierzyć ich własnym deklaracjom, są najszlachetniejszym, najbardziej odpowiedzialnym, najsilniej empatycznym młodym pokoleniem, jakie świat kiedykolwiek widział. Przez kilka ostatnich lat przekonywały o tym liberalne i lewicowe media. Nic dziwnego, że niemała część tych młodych ludzi, szczególnie politycznie zaangażowanych, wpadła w samozachwyt. Wielu z nich myślało, że zrobi nad Wisłą taką karierę, jak na Zachodzie Greta Thunberg. Mam dla nich jednak złą wiadomość: mainstream właśnie przykręcił im śrubę. Młodzi zrobili swoje i mogą się rozejść – albo zadowolić się rolą pożytecznych aktywiszczy w systemie Tuska.

Młodzi, zieloni sybaryci

Coś jednak po tym wszystkim zostanie w polskim życiu publicznym. Coś szalenie niebezpiecznego. To polityka czasów narcyzmu, a może wręcz – polityka narcyzmu, zgodnie z którą młode pokolenie wierzy, że tylko ono ma rację. I tylko jego głos powinien być brany pod uwagę w publicznej debacie. Rzekomo w trosce o przyszłość całej planety. I w imieniu całej planety. Ale starsi dobrze wiedzą, że „w imieniu całej planety” mogą mówić tylko nieliczni: czasem to zdolni do podboju kontynentów dyktatorzy i liderzy polityczni imperiów, niekiedy wielcy religijni przywódcy, nie tak rzadko – przemysłowi potentaci. To pokolenie uznało, że swoje wizje i roszczenia może przedstawić jako nowe, rewolucyjne, godne wcielenia w życie prawdy. 

Gdyby było naprawdę tak empatyczne i ascetyczne... Ale wiemy dobrze, także z Polski, że na jego ekologicznych deklaracjach chętnie żerują choćby odzieżowe sieciówki, z dużym pożytkiem dla własnych finansów stosujące greenwashing, sprzedając kolejne kolekcje mody dla masowych klientów. Na jego rozmytych tożsamościach płciowych dobrze zarabia wielki biznes – co wydało się parę miesięcy temu przy okazji awantury z warszawską Paradą Równości, gdy walczące ze sobą frakcje podniosły argument, że impreza została sprzedana korporacjom. Oglądamy je wreszcie – w swym ogromie – w przybytkach hiperkonsumpcji, gdzie „przejada planetę” w tempie, o którym pokolenie jego rodziców, dziadków  i pradziadków nawet nie mogło pomarzyć. I gdyby jeszcze – dosłownie i w przenośni – stało na własnych nogach. Ale ono rzadko gdzie chodzi piechotą. Chętnie za to wozi się autami.

To swoisty sybarytyzm pomalowany na zielono – ale w całości operujący na łapczywym pochłanianiu dostępnych zasobów w ramach codziennego, na ogół wielkomiejskiego życia.

To Tusk „zrobi ich na zielono”

Polityczny narcyzm będzie jednak działał, nawet jeśli liberalny mainstream nieco wygłuszy jego przekaz w nadchodzących latach. On niestety już podskórnie funkcjonuje jako swoista, nowa roszczeniowość. Przede wszystkim: to pokolenie nie chce negocjować ani iść na kompromis. Uważa, że zawsze ma rację – w pracy, w domu, w przestrzeni publicznej. Nie dlatego, że wykonuje przydatne zawody, jest dobrze wykształconymi specjalistami, zdobyło cenne życiowe doświadczenia, dźwiga na swoich barkach ważne społeczne obowiązki – na to przecież jeszcze w jego życiu za wcześnie. Ono po prostu uważa, że ma rację, skoro ma najwłaściwsze w oczach liberalnego mainstreamu poglądy. I świetnie się z tym poczuciem własnych racji czuje.

Głośna była medialnie sprawa aktywistki z Ostatniego Pokolenia, która z dumą rzuciła do Roberta Mazurka: „Mam średnie wykształcenie!”. Rzuciła to takim głosem, jakby miała doktorat z fizyki kwantowej albo genialnie przełożyła na polski „Iliadę” i „Odyseję”. 

To nie jest doświadczenie całego pokolenia Zet. Nie całe jest takie. Ale jak zwykle w życiu publicznym, najbardziej liczy się w nim głos tych, którzy nadają debacie ton. I narzucają swoją wizję polityki. Ale do polityki narcyzmu nie wystarczy przekonanie, że ma się rację, skoro jest się zielonym, LGBTQ+, prouchodźczym, progresywnym. Potrzeba jeszcze tego emocjonalnego naddatku, który przyszedł do Europy z najbardziej liberalnych amerykańskich uczelni: poczucia męczeństwa, nieustannego bycia ofiarą, narcystycznego przekonania, że każdy kant rzeczywistości lub cudza niezgoda jest ciosem z premedytacją zadanym „ego” politycznych narcyzów. Albo dziką pretensją, że świata nie obchodzi akurat ich protest, bo są ważniejsze rzeczy na głowie. Na przykład zablokowana karetka w Alejach Jerozolimskich.

Niewykluczone, że w tych realiach najlepszą lekcję antykonsumpcjonizmu całemu pokoleniu „zetek” da rząd Donalda Tuska. Gdy radykalnie wzrosną koszta życia, także młodzi odczują, że są zrobieni już nie na szaro, ale na zielono. Choć aktywiszcza żyjące z grantów dalej będą w najlepsze urabiać głowy swoim rówieśnikom. Ale może nie znajdą już tylu łatwowiernych wyznawców, gdy duża część młodych spostrzeże, że lewacko-liberalny aktywizm jest niekoniecznie dla ich dobra.

 



Źródło: Gazeta Polska

 

#bezprawie Tuska

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Krzysztof Wołodźko
Wczytuję ocenę...
Wideo