Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Historia oceni wszystkich. Joanna Lichocka: Warto zachować się, jak trzeba

Pierwsze dni nowej kadencji Sejmu pokazują, że zasady demokratyczne są – i wszystko na to wskazuje, że będą także w przyszłości – zupełnie lekceważone przez POstkomunę - pisze Joanna Lichocka w "Gazecie Polskiej".

Drugi dzień pierwszego posiedzenia Sejmu. Szymon Hołownia, Marcin Kierwiński
Tomasz Hamrat - Gazeta Polska

Nie jest to nic zaskakującego – większość w Sejmie ma obecnie kilka ugrupowań wprost wywodzących się z systemu komunistycznego i peerelowskich środowisk. Nie mają zamiaru nawet zachowywać pozorów – decyzja o odrzuceniu kandydatur Elżbiety Witek i Marka Pęka do prezydiów Sejmu i Senatu jest właśnie taką demonstracją, że zwyczaj i zasady demokratyczne są niczym. W ten sposób pokazano, że największy klub parlamentarny reprezentujący ponad 7,6 mln Polaków ma nie mieć prawa do zgłaszania własnych reprezentantów do władz Sejmu. To demonstracja siły barbarzyńców, pewnych nie tylko większości w Sejmie, lecz także tego, że nikt nie będzie ich za to krytykował – ani pracownicy mediów zewnętrznych, ani postkomunistyczne elity. Oczywiście PiS żadnemu dyktatowi nie powinien ulegać – jedynymi kandydatami do prezydiów izb parlamentu muszą pozostać Elżbieta Witek i Marek Pęk. POstkomuna liczy przy tej okazji także na wywołanie podziałów w samym klubie PiS – że tak jak po wielkiej akcji nienawiści wobec Prawa i Sprawiedliwości z lat rządów PO-PSL, a zwłaszcza po katastrofie w Smoleńsku, część parlamentarzystów partii Jarosława Kaczyńskiego nie wytrzyma kolejnej fali szczucia i jakaś grupka się wyłamie i zechce szukać porozumienia z obozem postkomunistycznym. Tuskowi i jego towarzyszom powinno na tym bardzo zależeć – nie mają wystarczającej liczby głosów do odrzucenia wet prezydenta. Andrzej Duda już stanowczo zapowiedział, że będzie bronił dorobku rządów Zjednoczonej Prawicy i tym samym rozwiał złudzenia, że zaakceptuje zamach POstkomuny na Trybunał Konstytucyjny czy media publiczne. Można się zatem spodziewać intensywnych akcji nienawiści wobec PiS-u i prób dzielenia środowisk patriotycznych. 

Tymczasem premier Mateusz Morawiecki wytrwale realizuje swoją powinność – mimo aroganckich wypowiedzi polityków PO czy PSL, robi to, co należy.

Jako przedstawiciel największego ugrupowania w Sejmie, mając na uwadze dobro kraju, kompletuje skład nowego gabinetu, dla którego będzie próbował zdobyć większość w Sejmie. Że to zadanie o małej szansie na sukces, bo mamy w Sejmie do czynienia z partiami, które mają swoje zobowiązania nie tyle wobec Polaków, co wobec różnych grup interesów i zależności ciągnących się jeszcze z komunizmu? To nie ma znaczenia – ważne jest to, że wobec Polaków, wobec historii, która będzie nas z tych dni rozliczać, premier obozu Prawa i Sprawiedliwości przedstawi program i skład rządu wolnej Polski, z założeniami odpowiadającymi na potrzeby rozwoju kraju i interesu polskiego narodu. Mateusz Morawiecki szuka poparcia u części polityków Trzeciej Drogi, Konfederacji czy Lewicy, włączając ich istotne elementy programowe do programu swojego rządu. Że to nie przyniesie efektu? Pewnie tak – znów trzeba powiedzieć jasno: nie argumenty programowe trzymają tych polityków w lojalności wobec obozu postkomunistycznego. Premier prowadząc rozmowy, musi je też starannie ukrywać – medialny przemysł propagandy nienawiści POstkomuny natychmiast zacząłby niszczyć tych, z którymi rozmawia. Na tym to też polega – w domenie publicznej obowiązuje szantaż – jeśli chcesz istnieć, w polityce, w mediach, w kulturze, w świecie nauki i w biznesie – nie wolno ci rozmawiać z PiS. Front propagandowy mający wykluczyć z życia publicznego nie tylko działaczy prawicy, lecz także jej sympatyków, nie jest czymś nowym. Mamy z tym do czynienia z różnym nasileniem nieprzerwanie od 1989 roku i jest to przepoczwarzona nieco forma tego samego procederu, który funkcjonował w systemie komunistycznym. Teraz jednak partia zewnętrzna dążąca do realizacji nad Wisłą zewnętrznych interesów ma wsparcie zewnętrznych mediów. Rynek medialny w Polsce jest już, jak wiemy, praktycznie podzielony między media niemieckie i te współfinansowane przez George’a Sorosa. Realizują one zadania swoich mocodawców – do tego stopnia, że wprost już wkładają do głów Polaków przekonanie, że suwerenność i odrębność państwowa kraju jest archaizmem, że przynależność narodowa jest czymś zbędnym, a sama polskość musi zostać przemieniona na jakąś inną, bardziej „europejską”. Kto zna historię, wie, że to nic nowego.

Trzeba mieć świadomość, z jak brzemienną w skutki operacją mamy dziś do czynienia. Politycy ugrupowań obecnej opozycji tak szykujący się do objęcia władzy pod rządami Donalda Tuska, biorą na siebie odpowiedzialność nie do pozazdroszczenia. Być może ich rola będzie pokazywana przez spisaną kiedyś historię niepodległej Polski tak jak dziś patrzymy na kupionych lub pogubionych polityków schyłku I Rzeczypospolitej. 

I nie ma w tym żadnej przesady – silnej, suwerennej Polski w tych współczesnych planach patronów obozu POstkomuny nie ma. 

 



Źródło: Gazeta Polska

 

#wybory 2023

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Joanna Lichocka
Wczytuję ocenę...
Wideo