Gdyby PO istniała w czasach budowy portu w Gdyni lub Centralnego Okręgu Przemysłowego, pewnie torpedowałaby i tamte wielkie projekty dwudziestolecia - pisze Joanna Lichocka w "Gazecie Polskiej".
Nie ma racjonalnego powodu, by przywiązywać się do myśli, że rząd Donalda Tuska podejmie budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego. Przeciwnie – płynące z obozu władzy sygnały mówią, że koalicja 13 grudnia jest przeciw tej inwestycji. Będą oczywiście na różne sposoby zwodzić Polaków. Że sprawa wymaga jeszcze analiz. Rozważenia wszystkich kosztów, a te przecież są takie duże. Politycy obozu postkomunistycznego mają w oszukiwaniu Polaków wprawę – już widać pierwsze zabiegi, które mają usprawiedliwić odstąpienie od tego tak niepopularnego w niemieckich elitach projektu wielkiego polskiego lotniska. Po pierwsze, to są ogromne koszty – sufluje się w zaprzyjaźnionych i podporządkowanych mediach. Każdy Polak wyda na to z własnej kieszeni – bo przecież to nasze wspólne pieniądze. Trzeba to – klarował pewien ekspert w okupowanym przez koalicję 13 grudnia Polskim Radiu – uświadomić każdemu, czy aby na pewno będzie chciał wydać tyle swoich pieniędzy na tę gigantyczną inwestycję. Po drugie – protesty społeczne.
Podjudzanie do nich mieszkańców terenów, na których ma powstać lotnisko, trwa od lat – nie powiodło się, bo rząd Mateusza Morawieckiego zapewnił godziwe odszkodowania za przejmowane nieruchomości. Politycy POstkomuny wpadli więc na pomysł, by protesty rozszerzyć na inne części kraju.
Organizują i uczestniczą w demonstracjach przeciw szybkiej kolei, która ma powstać w ramach CPK, jak niedawno w Mikołowie, gdzie obok grupki działaczy Platformy, zaprzyjaźnionych organizacji z Mikołowa i kilku miejscowości zjawił się wojewoda śląski i zapewnił, że „projekt jest przeskalowany”.
Miejscowy starosta z POstkomuny oświadczył, że szybka linia kolejowa, jedna z tzw. szprych prowadzących do CPK, „jest niepotrzebna”, a posłanka tej partii Gabriela Lenartowicz dorzuciła, że nie wiadomo, jaki ta inwestycja ma wpływ na środowisko i że dopiero trzeba to zbadać… Po trzecie – przekonywanie wyborców Koalicji Obywatelskiej do działań wbrew własnym interesom – to, jak wiemy, partii Tuska wychodzi nieźle. Na tej linii frontu działa już Rafał Trzaskowski, który uderza w niby patriotyczne tony Warszawy – nie damy zniszczyć Okęcia! Setki tysięcy ludzi mieszkających na Ursynowie, w Wilanowie, Ursusie czy we Włochach ma uwierzyć, że latające nad ich głowami samoloty to wartość, o którą trzeba się bić – po to, by móc podjechać autobusem miejskim na lotnisko, a nie pociągiem.
Wszystko to jest tak wbrew zdrowemu rozsądkowi, że wydawać by się mogło, iż nie może się udać. Ale jestem przekonana, że po paru miesiącach totalnej propagandy wedle tych co najmniej trzech linii narracyjnych niemal wszyscy wyborcy POstkomuny będą przeciwni powstaniu CPK. Gdyby PO istniała w czasach budowy portu w Gdyni lub Centralnego Okręgu Przemysłowego, pewnie torpedowałaby i tamte wielkie projekty XX-lecia. Bo warto pamiętać, że takie zabiegi trwały i wtedy. Jednak Polacy byli jeszcze przed wielką hekatombą likwidującą większość jej elit i przed tresurą upadlającego systemu komunistycznego – odróżniali, co jest polską racją stanu, a co jest narracją agentury. Teraz spora część naszego narodu ma z tym kłopot od lat.
Jak Państwo widzicie, nie należy mieć złudzeń, że formacja Donalda Tuska nagle przestanie być partią zewnętrzną. W jej doraźnej kalkulacji to się nie opłaca. Właśnie Komisja Europejska odblokowuje środki z KPO i Funduszu Spójności dla Polski – stało się dokładnie tak, jak zapowiadał to w 2018 roku Rafał Trzaskowski, który czynnie zabiegał o blokowanie środków dla Polski, gdy rządził obóz Zjednoczonej Prawicy: „Dzięki naszym staraniom (…) te pieniądze z UE będą mrożone. Jak my wygramy kolejne wybory, to te pieniądze zostaną odmrożone”. I właśnie tak się dzieje – ingerencja zewnętrzna niemieckich i brukselskich polityków w sprawy wewnętrzne naszego kraju jest faktem od lat. Zablokowanie należnych Polsce pieniędzy było działaniem politycznym i miało na celu doprowadzić do zmiany rządu. To się udało. Teraz ekipa Tuska ma trochę zadań do wykonania – rezygnacja z CPK jest jednym z nich. Ale też pakt migracyjny i zgoda na przyjęcie nieznanej na razie liczby imigrantów, zielony ład i obostrzenia dla rolnictwa, no i wprowadzenie euro – to wszystko ponad głowami Polaków i pod osłoną propagandy. Po to była pacyfikacja mediów publicznych – ekipie 13 grudnia nie zależy na sile czy oglądalności tych mediów. Chodziło o to, by duże media mówiące polskim głosem po prostu wyłączyć. Warszawiacy mają być szczęśliwi z powodu huku samolotów nad głowami, mieszkańcy Mikołowa, że nie mają szybkiego pociągu, a w niedalekiej przyszłości mieszkańcy wielu miasteczek, że właśnie u nich będą „europejskie” obozy dla imigrantów. O suwerenności kraju nikt już nie będzie mówił, bo i po co? Tak jak w starej piosence Wojciecha Młynarskiego: „Po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy”.
W Filharmonii Narodowej doszło do skandalu: eko-aktywistki zakłóciły koncert.
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) March 4, 2024
⬇️⬇️⬇️https://t.co/KWwWe0N61j