Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polityka

Nowak – pyrrusowe zwycięstwo Tuska. Dawid Wildstein: Ta sprawa może mu się odbić czkawką

Ostentacyjne skręcenie przez sąd polskiego wątku w sprawie Sławomira Nowaka wydaje się, na pierwszy rzut oka, wielkim zwycięstwem Tuska. Cóż, skoro zdołał on ochronić tak skompromitowanego i umoczonego polityka, to znaczy, że naprawdę stoi ponad prawem. Czy jednak uśmiechnięta Polska faktycznie ma powód, żeby otwierać szampana? Wiele wskazuje na to, że to pyrrusowe zwycięstwo. Że Tusk nie tyle chciał tej decyzji, ile został do niej zmuszony. Jest to więc pokaz nie tylko siły, lecz także słabości rządzącego obozu. Patrząc na to, w jaki sposób na ten „triumf” uśmiechniętej władzy reagują medialne tuby propagandowe Platformy, widać, że Tusk ma pełną świadomość, iż jego ruch w sprawie Nowaka może go drogo kosztować.

Jak to zgrabnie ujął w Republice redaktor Jakub Maciejewski, dzięki działaniom uśmiechniętej władzy dziś w Polsce, jeśli chodzi o walkę z korupcją i ściganie politycznych kryminalistów, jest nawet gorzej niż w zniszczonej wojną i rządzonej przez oligarchów Ukrainie. Cokolwiek by bowiem mówić o naszym sąsiedzie, w tym państwie Nowak poszedłby za swoje wyczyny siedzieć. Tymczasem „praworządna” Polska właśnie skręciła sprawę.

Ciszej nad tą trumną 

Uśmiechnięta władza umorzyła śledztwo Nowakowi w swoim stylu, czyli wykazując się wręcz skrajną bezczelnością. Postanowienie o umorzeniu wydał 29-letni asesor, samo posiedzenie odbyło się z wyłączeniem jawności, etc. Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na pewien poboczny, ale bardzo symptomatyczny ruch prokuratury. Zdecydowała się ona usunąć ze swojej internetowej strony prezentację z dowodami w aferze Sławomira Nowaka (536 400 euro, 470 000 dolarów i 30 000 złotych zabezpieczone u sąsiada Nowaka, u którego ten przebywał wieczorem przed zatrzymaniem).

Prokuratura postąpiła podobnie jak neoTVP, która skasowała „Reset”. Oznacza to jedno. Uśmiechnięta władza boi się tego tematu. Dokładnie jak w wypadku „Resetu” wie, że sprawa jest tak gruba, tak jednoznaczna, iż nie da się stworzyć żadnej skutecznej kontrnarracji. Że nawet używając wszystkich swoich zasobów propagandowych, całej machiny kłamstwa, jaką ma na swoich usługach, władza nie zdoła przedstawić tej sytuacji w korzystny dla niej sposób. Działa więc w typowy dla siebie sposób, usiłując cenzurą i manipulacją wykreować sztuczną rzeczywistość, z której „skasuje” niewygodne dla siebie elementy. Sprawy Nowaka boją się też sprzedane władzy media, a także najważniejsi politycy uśmiechniętej partii. Nie widzimy bowiem z ich strony żadnego triumfalizmu, nikt nie grzeje tego tematu w przestrzeni publicznej. Zamiast tego przyjęto taktykę „ciszy nad tą trumną”.

Kartofel Nowak

Oczywiście tuż po decyzji o umorzeniu Sławomir Nowak udzielił kilku wypowiedzi w propagandowych mediach PO, ale poza tym o sprawie jest zadziwiająco cicho. To, że jest to rodzaj gorącego kartofla, widać też po komentarzach Tuska czy Żurka, którzy usiłują odsunąć od siebie odpowiedzialność, zrzucając ją na „niezawisły” sąd.

W „Gazecie Wyborczej” pojawił się nawet tekst, który tłumaczył czytelnikom, że może i umorzono zarzuty Nowakowi, ale tylko część, więc właściwie nie ma co się oburzać. Pokazuje to, że narracja propagandowych mediów władzy nie próbuje zrobić z Nowaka niewiniątka i ofiary strasznego PiS-u, zamiast tego koncentrując się na tłumaczeniu swoim odbiorcom, że po prostu sąd i prokuratura nie mogły zadecydować inaczej. Trudno się dziwić takiemu podejściu mediów Platformy. Sprawa Nowaka jest bowiem, jak dotychczas, największą możliwą ostentacją uśmiechniętej władzy, skandalem grubszym nawet niż skręcenie Giertychowi przez Bodnara zarzutów o Polnord. Tego się po prostu nie da bronić, zwłaszcza patrząc na to, jak skompromitowany jest bohater tej historii. Umorzenie sprawy Nowaka to najwymowniejszy dowód, że Polska Tuska jest bantustanem, że staczamy się do poziomu jakiegoś mafijnego quasi-państewka.

Co więcej, wszyscy w  mediach wiedzą, kim jest Nowak i jaka jest prawda, także w mediach PO. To jednak, że najważniejsze tuby propagandowe władzy usiłują trzymać się możliwie daleko od tej sprawy, nie znaczy, że uśmiechnięta władza nie wystosowała w tej kwestii jednoznacznego komunikatu. Zrobiła to za pomocą jednego ze swoich najbardziej agresywnych i najwierniejszych funkcjonariuszy, Ewy Wrzosek. Zamieściła ona na portalu X absurdalny, quasi-prawniczy bełkot, mający tłumaczyć decyzję o umorzeniu, a następnie... zaczęła grozić opozycji, że to dopiero początek i zaraz władza się nią zajmie. Znając rolę Wrzosek w obecnym układzie, możemy być pewni, że ten komunikat nie był jej samowolną inicjatywą, tylko wypełnieniem polecenia z góry. Mamy więc do czynienia z sytuacją, w której, z jednej strony, uśmiechnięta władza, na poziomie bardziej ogólnym, usiłuje ograniczyć informacje o Nowaku, z drugiej, punktowo, za pomocą swoich cyngli z prokuratury, wysyła bardzo konkretną, jednoznaczną wiadomość: „Tak, uniewinniliśmy Nowaka, i co nam zrobicie?” Z czego więc wynika tak niekoherentna strategia?

Siła i słabość 

Tusk ma pełną świadomość, jak groźna może być dla niego sprawa Nowaka. Faktyczne uniewinnienie (bo tym de facto jest to umorzenie) tak umoczonego polityka, który dla bardzo wielu ludzi (nie tylko prawicowców) stał się w Polsce wręcz symbolem korupcji, na którego dowody są tak jednoznaczne, może zostać przyjęte z aprobatą jedynie przez najgorszy beton wyborczy, Silnych Razem i ich rozmaite klony. Jednak ta patologia nie jest, mimo wszystko, całością elektoratu PO, nawet nie jest jej większością. Uśmiechnięty premier wie, że dał opozycji gigantyczny prezent, wystarczy teraz, że będzie ona przypominać konkretne sumy, jakie odnaleziono, oraz cytować notatki samego Nowaka, żeby pokazać bezprawie obecnej władzy.

Dlaczego więc zdecydował się na tak ryzykowny ruch?

Tutaj należy spojrzeć na sprawę Nowaka w szerszym kontinuum czasowym. Uśmiechnięta władza ponosi porażkę za porażką. Najpierw przegrane wybory prezydenckie oraz nieudolna próba (aczkolwiek bardzo niebezpieczna) skręcenia ich wyniku i swoistego zamachu stanu. Następnie kolejne porażki na arenie międzynarodowej. A także – w kontekście Nowaka jest to zapewne najbardziej istotne wydarzenie – skazanie Gawłowskiego. Ostatnie miesiące pokazały radykalną słabość Platformy. Dlatego Tusk musiał zareagować. Musiał udowodnić, że PO potrafi jeszcze chronić swoich. Że będzie bronić nawet najgorszy element, w najbardziej ewidentnych, kryminalnych sprawach, jeśli pozostaje wierny partii. Musiał uspokoić członków PO i rozmaite środowiska współpracujące z tą partią, spowodować, żeby znowu poczuły się bezpieczne. Pokazać im, do czego tak naprawdę służą mu ludzie pokroju Wrzosek i Żurka. Zważywszy na to, jak głęboka jest defensywa władzy, potrzebował do tego jak najbardziej wyraźnego, właśnie ostentacyjnego przykładu, że doktryna Neumanna nadal działa. Gdyby ludzie powiązani z PO poczuli, że nie są chronieni, zaczęliby uciekać, jak pokazuje casus każdej mafii.

Na tym właśnie polega paradoksalność sytuacji z Nowakiem. Tusk udowodnił swoją siłę, to, jak może deptać prawo. To, że zniszczył najważniejsze instytucje państwa, że jego cyngle z prokuratury i Ministerstwa Sprawiedliwości są gotowi wypełnić każdy jego rozkaz. Jednocześnie to, że był zmuszony zademonstrować, iż polityczna rzeczywistość wymusiła na nim taki gest, dowodzi coraz większej słabości jego i jego władzy.

Źródło: Gazeta Polska