W Polsce nie ma mafii – tak w filmie „Świadek koronny” mówił jeden z gangsterów. To zdanie było też powtarzane przez przedstawicieli Pruszkowa i Wołomina w realu. Przypomniał mi się ten przypadek po tym, jak wybuchła tzw. afera wiatrakowa - pisze w "Gazecie Polskiej Codziennie" Jacek Liziniewicz
Przez lata bowiem oburzano się, że istnieje coś takiego jak lobby OZE. Istniało lobby węglowe, futrzarskie, mięsne, ale ekologia to coś, co miało być w sferze szlachetnej walki o prawdę.
I wystarczyło 1,5 miesiąca po wyborach – okazuje się, że ci „szlachetni” ludzie forsują stawianie wszelakich wiatraków w odległości 300 m od parków narodowych i zmieniają przepisy tak, aby upchać ich jak najwięcej.
Okazało się, że biznes ten nie różni się od deweloperki warszawskiej, która najchętniej sprzedawałaby warszawiakom kojec bez okna. Nadal uważacie, że lobby wiatrakowe nie istnieje i chodzi o globalne ocieplenie?