Są takie teorie socjologiczne, które mówią o tym, że pewien poziom korupcji działa funkcjonalnie i ułatwia życie. Mowa oczywiście o stosunkowo niewielkim natężeniu tej patologii. Bez wątpienia natomiast istnieje praktyka pokazująca, że zbyt wysoki poziom nieuczciwości i interesowności prowadzi do zachwiania gospodarki, wiary w państwo i natężenia procesów degradacyjnych. Tyle teorie - pisze Witold Gadowski w "Gazecie Polskiej".
Przyzwyczailiśmy się spoglądać z wyższością na Ukrainę, gdzie korupcja wyznacza społeczne reguły życia. Czy jednak jesteśmy o wiele bardziej transparentni? Spójrzmy na kilka grup zawodowych, które niestety skażone są korupcyjnymi praktykami. W dzisiejszej cywilizacji medialnej i przy rozchwianiu oznaczania podstawowych wartości patologiczna i korupcyjna praktyka kupowania przez wielkie koncerny farmaceutyczne naukowców i lekarzy nazywana jest: „fundowaniem stypendiów”, „sponsorowaniem badań naukowych” czy też „oferowaniem lepszych niż dotychczas używane w praktyce leków”. Nikt tu nie mówi o korupcji, nikt nie zgłasza świętego oburzenia.
Za tradycyjnie skorumpowanych i interesownych uważa się polityków. Cała ta profesja skażona jest nieformalnymi dochodami i osiąganiem nienależnych pożytków z tytułu pełnienia funkcji publicznego zaufania. Są oczywiście kraje, które potrafią te zjawiska znacznie ograniczać. Czy jednak należy do nich Polska?
Od czasów ogłoszenia słynnej „doktryny Neumanna”, który wprost stwierdził, że „nasi” są bronieni do ostatnich sił, podczas gdy ci „ich” atakowani są za byle co, słusznie można nabrać przekonania, że nad Wisłą każdy, kto chce lekko żyć na koszt innych i nie ponosić za to żadnej odpowiedzialności, garnie się do polityki. Podobny stopień korupcji panuje zarówno w samorządach, jak i w parlamencie. Rzecz jedynie w stawkach, o które toczą się te brudne gierki. Niestety, nasze standardy życia publicznego, choć są na pewno wyższe od ukraińskich, jednak daleko im do przyzwoitego poziomu obowiązującego w rozwiniętych państwach zachodniej Europy. U nas ciągle rozmaici działacze łapani są na ordynarnych machlojkach. Oczywiście korupcja na Ukrainie to zupełnie inny świat, a raczej swoiste inferno, które trawi wszelkie nadzieje na rozwój normalnego społeczeństwa i państwa, ale trudno jest spoglądać w dół w momencie, gdy nasze aspiracje sięgają przecież znacznie wyżej. Korupcja na Zachodzie toczy się na zupełnie innym poziomie i dotyczy stawek, jakie ciągle przyprawiają w Polsce o zawrót głowy. Znamienny jest tu jednak przypadek byłego ministra Włodzimierza Karpińskiego, który wprost z aresztanckiej celi trafił do Parlamentu Europejskiego. Powitano go tam jak swego i nikt chyba nie zadawał pytań o korupcyjne zarzuty, które zostały mu w Polsce postawione. Karpiński na kilka miesięcy doznał natychmiastowej abolicji, a pewnie teraz będzie jednym z głównych kandydatów Platformy Obywatelskiej w nadchodzących wyborach do PE.
Jeszcze ciekawszy pod tym względem jest przypadek byłego marszałka Senatu niejakiego Tomasza Grodzkiego. W Szczecinie są mu stawiane całkiem konkretne zarzuty o udział w ordynarnej i w sumie bardzo prostej kombinacji. W myśl tej kombinacji państwowy sprzęt medyczny i czas lekarzy służył do wykonywania całkiem komercyjnych operacji. Ogniwem pośrednim w tym procederze była kontrolowana przez Grodzkiego fundacja. Sprawa wydaje się prosta i dosyć ordynarna, jednak układy polityczne pana Grodzkiego sprawiają, że śledztwo, w którym on występuje, nie weszło nawet na etap przesłuchania polityka w tej sprawie. Ciągle chroni go bowiem senatorski immunitet, którego gorliwie bronią jego senaccy i polityczni sprzymierzeńcy.
Wydaje się, że jak dotąd jedyną karą, która na Grodzkiego spadła, było podmienienie go na stołku marszałka izby wyższej przez Małgorzatę Kidawę-Błońską.
Jakże odmienne jest traktowanie pana Grodzkiego chociażby od praktyk zastosowanych wobec Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Jakoś nikt nie zawiesza mu immunitetu, nikt nie forsuje pozbawiania go senatorskiego mandatu, nikt też publicznie nie pokazuje jego postępowania jako symbolu politycznej nietykalności. Ot, czasem któremuś z jego politycznych przyjaciół wyrwie się, że Grodzki jest niewinny, bo… przecież sam oświadcza, że jest niewinny i w żadnej korupcji nie brał udziału. Tak jaskrawe gwałcenie logiki, równości traktowania i wreszcie kpienie z opinii publicznej (jak w przypadku Grodzkiego) napawa smutnym przekonaniem, które wypowiedziałem już na wstępie: co prawda standardy publiczne mamy lepsze niż na Ukrainie, ale daleko nam nawet do tego, co obowiązuje chociażby w Pradze czy Wiedniu, o Londynie czy Paryżu już nie wspominając.
W Filharmonii Narodowej doszło do skandalu: eko-aktywistki zakłóciły koncert.
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) March 4, 2024
⬇️⬇️⬇️https://t.co/KWwWe0N61j