- Czy ktoś może to zatrzymać? - pytał na posiedzeniu komisji ds. wyborów korespondencyjnych wiceprzewodniczący Waldemar Buda. Poseł w ten sposób zareagował na niekończącą się krzykliwą wypowiedź Magdaleny Filiks. Przedstawicielka Koalicji Obywatelskiej wpadła w histerię, a przewodniczący Dariusz Joński posłusznie wykonywał jej polecenia, włącznie z wyłączeniem mikrofonu Budy.
W piątek na sejmowej komisji śledczej ds. wyborów korespondencyjnych zeznawał Jarosław Kaczyński. Już na wstępie Dariusz Joński uniemożliwił prezesowi PiS swobodną wypowiedź. Dalej było wyłączanie mikrofonu, przerywanie w odpowiedzi, czy niepoważne pytania.
Jakość pracy przedstawicieli koalicji rządzącej szczególnie była jednak widoczna w trakcie zadawania pytań przez Małgorzatę Filiks. Po kilkukrotnym udzieleniu odpowiedzi prezes PiS chciał zwrócić się bezpośrednio do posłanki
- Pani jest w tej chwili w sytuacji podobnej bardzo do tych, którzy 10 maja chodzili z kamerami... - mówił. Nie dane było mu jednak skończyć, ponieważ w wypowiedź weszła mu poseł KO. - Radzę panu hamować piętami, bo ja sobie nie pozwolę, żeby pan mnie obrażał - wypaliła.
Następnie wybuchła histerią, której nie sposób było zatrzymać. Rzucała infantylne zwroty w stronę prezesa PiS i zarzucała mu ubliżanie członkom komisji. Na jej słowotok Kaczyński zareagował śmiechem, inni próbowali to powstrzymać. Filiks nie słuchała jednak ani Przemysława Czarnka, czy Waldemara Budy ani swoich partyjnych kolegów.
Dariusz Joński w pewnym momencie wyłączył jej mikrofon. - Proszę nie wyłączać mi mikrofonu - powiedziała w stronę - teoretycznie - szefa organu poseł KO i Joński już więcej tego nie zrobił.
Posłusznie wykonał także kolejne polecenie Filiks. - Wyłącz proszę panu Budzie mikrofon - zwróciła się do Jońskiego w przerwie od swojej przemowy. I takim sposobem wiceprzewodniczący organu został pozbawiony możliwości wypowiedzi.
Cały spektakl Filiks trwał kilka minut. Ostatecznie nikt nie dowiedział się, czemu poczuła się urażona.