Gdy wrócili do władzy ludzie resetu, było oczywiste, że wróci również sam reset. Polityka, oparta na uległości wobec Moskwy dziś jest jeszcze bardziej rażąca niż kilkanaście lat temu, ponieważ prowadzone przez tę agresywną stolicę napastnicze wojny przybliżyły się do naszych granic. Dokładnie tak, jak na pamiętnym wiecu w Tbilisi przewidywał Lech Kaczyński - pisze dla Niezalezna.pl Krzysztof Karnkowski.
Przed 2010 rokiem wrodzona służalczość weteranów postkomunistycznych służb wobec Moskwy zbiegła się z planami kluczowych graczy na scenie europejskiej, testujących możliwości zbliżenia z Rosją, co znakomicie w swoim serialu pokazali Michał Rachoń i prof. Sławomir Cenckiewicz. Dziś coraz głośniej mówi się o tym, że pod pięknymi hasłami współpracy w ramach UE Niemcy i Francja chętnie pozbyłyby się z naszego kontynentu Amerykanów – są ludzie i narody, których historia nigdy i niczego nie uczy. Czy należą do nich również Polacy, przynajmniej niektórzy, pechowo ci, którzy dziś są u władzy?
Coraz więcej wskazuje na to, że tak właśnie się sprawy mają. Po objęciu władzy w 2007 roku ludzie Donalda Tuska stopniowo wycofywali się z planów objęcia Polski amerykańską obroną przeciwrakietową. Wiele wskazywało na to, że główną motywacją Tuska była zwykła małostkowość, obawiać się on miał, że to znienawidzony przez niego Lech Kaczyński byłby ojcem takiego sukcesu. Jednak nawet deklaracje prezydenta, że gotów jest usunąć się w cień, niczego nie zmieniły. Platforma tarczy nie chciała, najpierw zaczęła więc mnożyć oczekiwania wobec amerykańskich partnerów, a następnie wciśnięto (sondaże pokazywały, ze dość skutecznie) ludziom do głów argumentację, że tarcza nie pomoże, a zaszkodzi naszemu bezpieczeństwu, ponieważ będzie odebrana przez Rosję jako wroga prowokacja. W internecie są jeszcze cytaty, zebrane w znakomitym tekście „<
Charakterystyczne, że najgłośniej w tej sprawie wybrzmiał głos weterana PZPR, Marka Borowskiego, piszącego na X: „Nasz Pan Prezydent Andrzej Duda znowu - niepytany i bez konsultacji z rządem - wysuwa się przed szereg ze swoimi pomysłami. Tym razem proponuje rozlokowanie broni jądrowej na terenie Polski. W rewanżu dziesiątki wyrzutni rosyjskich rakiet staną na granicy z Białorusią i z Enklawą Królewiecką. Nastąpi wzrost napięcia. Taka decyzja nie tylko nie zwiększy ale wręcz zmniejszy bezpieczeństwo Polski, gdyż w razie wojny będziemy pierwszym celem ataku nuklearnego.” A więc znów suflowanie strachu, wmawianie bezsilności i liczenia chyba już tylko na to, że będziemy krajem tak małym i tak słabym, że nikt nas nie zauważy.
Tyle że to tak nie działa, a gdy Ukraina kolejny rok walczy o życie, kłamstwa ukrytych fanów Moskwy są jeszcze bardziej, niż kilkanaście lat temu, niebezpieczne.