Od dawna monitoruję rosyjskojęzyczną część internetu i przyznam szczerze, że coraz mniej informacji tam zawartych jest mnie w stanie zaskoczyć. Przeczytałem jednak wypowiedź jednego z przedstawicieli rosyjskiej Cerkwi prawosławnej dla agencji RIA Novosti i ponownie muszę stwierdzić, że skala absurdu nie ma górnej granicy.
Arcykapłan Konstantin Tatarincew, wiceszef synodalnego wydziału ds. wzajemnych stosunków z siłami zbrojnymi i organami utrzymania porządku w patriarchacie moskiewskim, oznajmił, że nie widzi niczego złego w święceniu broni atomowej. Dodał, że co prawda sieje ona śmierć i spustoszenie, ale równocześnie „jest gwarantem pokoju, powstrzymuje jej posiadaczy od ataku” i dlatego błogosławieństwo iskanderów czy innych nośników atomu nie jest niczym złym.
Cóż, skoro patriarcha Cyryl mówi w kontekście rosyjskiej inwazji na Ukrainę o „świętej wojnie”, wykorzystując tym samym religię do legitymizowania obrzydliwych zbrodni żołdaków Władimira Putina, to idąc tym samym tropem, można uświęcić najbardziej śmiercionośną broń tego świata. Kreml dostał od swojego wiernego sojusznika kolejną porcję paliwa do podkręcania atomowej retoryki, z czego niewątpliwie rychło skorzysta.