Ruchy tektoniczne
Awantura na naszej granicy z Białorusią to tylko przejaw potężnych ruchów tektonicznych w światowej geopolityce.

Pierwszym wielkim uskokiem był rozpad Układu Warszawskiego i połamanie się ZSRS. Z dawnego imperium udało się Moskwie wykroić Federację Rosyjską, która próbowała utrzymać w zależności część państw podbitych przez ostatnie 300 lat. Dotyczyło to republik azjatyckich, Mołdawii, Gruzji, narodów Kaukazu, a w Europie Wschodniej – Białorusi i Ukrainy. Po tej, jak to nazwał Władimir Putin, katastrofie geopolitycznej z początku lat 90. zaczął się kolejny proces rozpadu imperium. Trwa on od połowy pierwszej dekady tego wieku i jego najważniejszym elementem jest separacja Ukrainy. Ten proces, mimo agresji Rosji, trwa i będzie trwał, choć czasem wielkie wydarzenia potrafią zatrzymać takie zjawiska. Po oderwaniu się Ukrainy nastąpił bunt na Białorusi. Białoruś dopiero weszła na tę drogę i raczej nie będzie ona łatwa.
Ale Rosja ma też problemy na południu i na wschodzie. O rosnącej roli Chin nie trzeba nikogo przekonywać. Już w tej chwili Syberia staje się coraz bardziej terytorium Chińczyków. Pytanie, czy kiedyś stanie się Chinami. Proces separacji od Rosji przeżywają też republiki azjatyckie. Wspierają to Chiny i Turcja. Turcja, dążąc do odbudowania dawnego imperium, jest coraz bardziej aktywna na Kaukazie. Widać też jej zainteresowanie sytuacją na Ukrainie.
Kreml liczy na to, że wepchnie Turcję i Chiny w trwały konflikt z Zachodem i jako ten trzeci zachowa imperialność i wpływy na obszarach posowieckich. Rosnące napięcia pomiędzy Chinami i USA dają na to władcom w Moskwie wielkie nadzieje.
Problem w tym, że wiele spraw między Chinami i USA, a także między Turcją a naszym najważniejszym sojusznikiem może zostać uregulowanych w drodze negocjacji i porozumień. Stopień uzależnienia gospodarczego tych państw jest na tyle duży, że trwały konflikt na dłuższą metę im się nie opłaca. Najważniejszym polem zatargu między Pekinem a Waszyngtonem jest sprawa Tajwanu. Czy jednak konflikt o to państwo może doprowadzić do większej awantury? Rosja może się tylko o to modlić. Osobiście mało w to wierzę. A jeżeli nie, to Moskwa już ma wielki problem. Utraciła Ukrainę, co podważa jej imperialność, wcześniej czy później będzie musiała mocno zaangażować się na Białorusi. Z całej imperialności pozostaje jej agresywna polityka i ogromna liczba głowic atomowych.
Rokowania dla Moskwy są coraz gorsze. Gospodarka kraju Putina raczej nie daje szans na bycie w światowej czołówce, a sami Rosjanie też już powoli się zniechęcają do dotychczasowej polityki. Na rewolucję nie ma co liczyć, ale zniechęcenie społeczeństwa nie ułatwia zaangażowania w światową grę mocarstw. Jak mogą to odwrócić? W głowach rządzących Kremlem jest tylko jeden pomysł: odbicie Ukrainy. Za tym ma pójść odbudowa imperium. Reszta wydarzeń to tylko gra pozorów.
Źródło: Gazeta Polska

