Kilka dni temu kanclerz Friedrich Merz udzielił wywiadu francuskiej telewizji, w którym wyraził nadzieję, że w przyszłości „znów będziemy żyć w dobrym sąsiedztwie z Rosją”. Baczni obserwatorzy sceny politycznej nad Sprewą doskonale wiedzą, że niemieckie władze przyciskają Kreml i nakłaniają do podjęcia negocjacji i zakończenia wojny na Ukrainie nie dla samego faktu, ale dlatego, że taki stan rzeczy pozwoli im wrócić do współpracy z Rosją na wielu płaszczyznach, głównie gospodarczej. A i z tym dociskaniem różnie bywa, bowiem Niemcy wspólnie z Francją blokują m.in. pomysł pełnej konfiskaty rosyjskich aktywów zamrożonych w UE do momentu wypłacenia Kijowowi reparacji wojennych. Nie wspominając o tym, że wielu politykom nie podoba się antagonizowanie Rosji, a są nawet tacy, którym przeszkadza amerykańskie uzbrojenie na niemieckiej ziemi. To zupełnie tak samo jak Putinowi i jego wierchuszce. Relacje Berlin–Moskwa zawsze były nastawione na interesy i nie ma wątpliwości, że gdy tylko okoliczności na to pozwolą, będzie tak znowu. To tylko kwestia czasu.
Niemiecki biznes
Wbrew tytułowi nie będzie dziś o głośnej w ostatnim czasie w Polsce ustawie wiatrakowej, lecz o perspektywie relacji Niemiec z Rosją w najbliższych latach.